Teksty Magisterium

 powrót
Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Biskup Bruno Foresti

 

ordynariusz Brescii /Płn. Italia/

 

Informacja przedstawiona Radzie Kapłańskiej

 

Posiedzenie IX – 19 listopada 1986 r.


W kontekście zadań duszpasterskich na lata 1986-1988, które Kościół we Włoszech sformułował w haśle “Zjednoczenie /comunione/ i wspólnota misyjna”, a które nasz Kościół w Brescii uzupełnił hasłem “Parafia, wspólnota misyjna”, narzuca się refleksja nad wkładem, jaki w te plany duszpasterskie wnoszą stowarzyszenia, grupy i ruchy istniejące wśród wiernych.

Pragniemy zwłaszcza zadać sobie pytanie, jak się one włączają, w sposób normalny i harmonijny, w duszpasterskie działania naszej diecezji.

Mówiąc o stowarzyszeniach, grupach i ruchach, chcemy również objąć swoją refleksją także takie zespoły, które nie życzą sobie tego rodzaju klasyfikacji, lecz faktycznie znajdują się w żywej tkance Kościoła, ponieważ mają identyczne cechy organizacyjne.

Fundamentalnym warunkiem, by je uznać jako żywe cząstki Kościoła lokalnego, jest ich kościelna natura.

Dla potwierdzenia, że taka jest istotna charakterystyka tych zespołów, odsyłam was do Noty Pastoralnej Konferencji Episkopatu Włoch, ogłoszonej w dniu 22 maja 1981 pod tytułem: “Kryteria kościelnego charakteru grup, ruchów i stowarzyszeń wiernych Kościoła katolickiego”.

Przypominam również refleksje kard. Carlo Maria Martiniego pt. “Ugrupowania kościelne i ich włączenie w działalność duszpasterską Kościoła lokalnego”, przedłożone Radzie Kapłańskiej Mediolanu w dniu 27 maja 1986.

Ten dokument, szeroko w naszej diecezji rozpowszechniony, przedstawiłem ze słowami: “Wyraziłem kardynałowi Martiniemu swoje podziękowania za to wystąpienie, które uważam za bogate i precyzyjnie sformułowane. Podpisuję się pod każdym jego zdaniem.”

Oznacza to, że w oczach moich, Pasterza – chociaż niegodnego – Kościoła w Brescii, nabrał on (dokument) wartości całkiem różnej od wypowiedzi jakiegokolwiek innego biskupa lub kardynała, nawet wysoko notowanego.

Wśród organizacji, których Stolica św. nie uznała jeszcze oficjalnie, najliczniejszą, w naszej diecezji, jest organizacja Drogi Neokatechumenalnej.

Na niej to pragnę skupić uwagę i poddać ją ocenie Rady Kapłańskiej i w ogóle duchowieństwa naszej diecezji.

Dwa są aspekty dotyczące Drogi Neokatechumenalnej, które będą poddane ocenie:

Pierwszy, to jej charakter systemu formacyjnego do życia wiary, do życia chrześcijańskiego.

Drugi, to jej miejsce we wspólnocie diecezjalnej.

Ponieważ mamy omawiać zjawisko bardzo rozpowszechnione, ocenę pierwszego aspektu powinno by się przeprowadzić na szczeblu “rzymskim”.

Po wiele razy wzywano już do zajęcia takiego stanowiska i mamy nadzieję, że w końcu coś się ruszy. Właśnie wczoraj nadszedł sygnał bezpośredni od sekretarza pewnej dykasterii rzymskiej.

Dopóki jednak takiego oświadczenia, takiego oficjalnego dokumentu nie ma, na Biskupie miejscowym, na jego odpowiedzialności jako nauczyciela wiary, kapłana i pasterza, ciąży obowiązek czuwania i oceniania wierności tej Drogi życia nauce katolickiej, przepisom liturgicznym i prawu kanonicznemu.

Również po takim akcie Stolicy św. Biskup ma obowiązek sprawdzać, czy praktyka odpowiada deklarowanym zamierzeniom i zatwierdzonym statutom.

Co do drugiego aspektu, kompetencja Biskupa diecezjalnego jest bezpośrednia i w pewnych sprawach /zawsze z zachowaniem praw Stolicy św./ jest absolutna.

O tej odpowiedzialności Biskupa, o centralnej roli urzędu biskupiego wciąż mówią dokumenty Soboru, Stolicy św. i Konferencji Episkopatu Włoch.

W szczególności częste są w tej kwestii wypowiedzi Papieża Jana Pawła II. On sam, osobiście /na audiencji w dniu 11 września 1986 w Castel Gandolfo/ potwierdził mi, że jego zachęty do Biskupów, by akceptowali ruchy, nie oznaczają, iż mają się oni zrzec ciągłej i uważnej nad nimi kontroli.

Ta więc wyostrzona świadomość zadań biskupich, skłania mnie do wezwania Diecezjalnej Rady Kapłańskiej, by mnie wspomogła w ocenie Wspólnoty Neokatechumenalnej.

Zakładam, że uczestnicy Drogi właśnie z powodu swej szczerej wiary i swej prawowierności /która zawiera uznanie charyzmatu Biskupa/, z radością przyjmą pomoc w lepszym samouświadomieniu i będą szczęśliwi, jeśli jutro spotkają się z pochwałą lub, ewentualnie, z propozycją częściowej poprawy. Nikt, a tym bardziej Biskup, nie zamierza czegoś złego.

Wspólnoty neokatechumenalne są obecne w Brescii od roku 1970; są liczniejsze w naszej diecezji, aniżeli we wszystkich diecezjach Lonbardii razem wziętych.

Ich liczebność ciągle wzrasta na skutek zręcznej propagandy ze strony katechistów i księży, którzy nimi kierują.

Na tej sali, dzisiaj, ograniczę się do przedstawienia problemu, głębsze przebadanie tych spraw i dyskusję przeprowadzimy na najbliższym zebraniu Rady, poświęconym pewnym zagadnieniom bardziej sprecyzowanym i lepiej udokumentowanym.

Plusy wspólnot neokatechumenalnych.

Moim zdaniem obecne plusy we wspólnotach neokatechumenalnych są następujące /naturalnie, zawsze są możliwe pomyłki i przeoczenia/:

Niektórzy księża oświadczają, że odkryli w nich prawdziwego Jezusa Chrystusa i że znaleźli ocalenie z upadku, w jakim się przedtem znajdowali. Zrozumieli, że nie tyle teologia, co “neokatechumenalne” odczytywanie Słowa Bożego i “neokatechumenalna” Eucharystia, dostosowana do drogi stopniowego nawracania się, zmieniają życie.

W tym środowisku znaleźli oni głęboką i satysfakcjonującą przyjaźń z ludźmi świeckimi, jak również umiejętność odczytywania i głoszenia Słowa Bożego we wspólnocie.

Znaleźli również bodziec i siłę do wytrwałego udziału w metodycznych cotygodniowych zebraniach (dwa razy w tygodniu). O ile nie układała im się praca w tradycyjnych stowarzyszeniach i grupach formacji chrześcijańskiej i apostolskiej, tutaj osiągnęli sukces.

Ludzie świeccy ze wspólnot neokatechumenalnych nauczyli się:

poznawać i kochać Pismo święte;

dać się angażować, przez małą grupę w Drodze, w aktywny dialog zbawienia;

uczęszczać pilnie i wiernie na zebrania i konwiwencje;

doskonalej praktykować oderwanie się od pieniędzy /aż do podejmowania, w wielu przypadkach, dyskusji w rodzinie pomiędzy mężem i żoną, między rodzicami i dziećmi co do jednostronnego wyrzeczenia się pieniędzy/;

oddziaływać w duchu apostolskim i wspomagać się nawzajem między “braćmi”, także znacznymi środkami materialnymi;

odwiedzać domy i namawiać inne rodziny do wstąpienia wraz z nimi na tę Drogę.

Niektórzy z nich nawrócili się z życia nieporządnego i zapewniają, że weszli na dobrą drogę życia.

Program Drogi Neokatechumenalnej zawiera różne etapy, trwa około dwunastu lat. Naturalnie ten cykl może się przedłużyć, jeśli na skrutynium jakiś “brat” nie zostanie uznany za dojrzałego na wyższy stopień.

Wypada przyznać z radością, że te wartości nie są czymś bez znaczenia. Mimo wszystko należy przyznać, że gdyby księża wykazywali podobną wytrwałość, osiągaliby również takie same rezultaty bez stosowania aż tak sztywnych schematów.

Ci, którzy z Drogi odeszli – mówimy to nie przeceniając krytyki – stwierdzają, że w realnym życiu Drogi Neokatechumenalnej panuje:

pesymistyczna wizja człowieka, klimat psychicznego uzależnienia, pewna atmosfera wyłączności, pewne utożsamianie wspólnoty z samym Kościołem i negatywna ocena religijności innych.

Problemy ze wspólnotami neokatechumenalnymi

Sprowadzają się do dwóch spraw: życie wspólnot i księża, którzy tam należą.

A. Życie wspólnot

Brak łączności z kompetentnymi wydziałami kurialnymi i w konsekwencji niemożność sprawdzenia:

- treści i metod prowadzonej tam katechezy /Wydział Katechetyczny/;

- treść i zgodność z prawem obrzędów liturgicznych /Wydział Liturgiczny/;

- wewnętrzne urządzenia w świątyniach /Wydział Sztuki Kościelnej/.

Stwierdza się też nieliczenie się z synodalnymi zaleceniami dotyczącymi administrowania sakramentami.

Podaję parę przykładów:

W niedziele wspólnoty neokatechumenalne stale zachowują dla siebie swoją Mszę, a jeśli w danej parafii istnieje więcej grup niż ta jedna, kończy się na tym, że jednocześnie odprawia się więcej Mszy świętych w przyległych pomieszczeniach.

Taką praktykę utrzymuje się przez cały czas okres (czasokres) trwania Drogi, dzięki czemu przez długie lata izoluje się “braci” od Mszy świętej parafialnej.

W Wielką Sobotę wspólnoty neokatechumenalne odprawiają wigilię paschalną osobno, stąd w danej parafii odbywają się dwa nabożeństwa wielkosobotnie, chyba że to oni urządzają nabożeństwo dla całej parafii, a wtedy jego styl i przedłużone trwanie wywołują niezadowolenie zwykłych wiernych.

Coraz silniejsze są żądania rodziców neokatechumenalnych, aby chrzcić dzieci przez zanurzanie w kościołach tej wspólnoty, dzięki czemu rozluźnia się kontakt z własną parafią. Podobne żądania powtarzają się w wypadku zawierania małżeństwa.

Ołtarz kościoła parafialnego często bywa przenoszony z prezbiterium do nawy, jego zaś miejsce służy za ambonę.

W katechezie często występuje tendencja do narzucania całego nauczania dorosłych w oparciu o teksty katechez neokatechumenalnych, z pominięciem katechizmów Konferencji Episkopatu Włoch.

B. Duchowieństwo

W tym obszarze problemy duszpasterskie jeszcze się zaostrzają.

Rodzą się znaczne trudności dla wiernych, gdy proboszcz należy do Neokatechumenatu; wiernym nie udaje się zaakceptować go, gdyż uważają go za człowieka jednej grupy, a nie wszystkich. Nie jest on dla nich ośrodkiem komunii.

Nie zawsze świeccy mają odwagę wprost mu to powiedzieć, a i proboszczowie nie mają odwagi zwołać zebrania wobec Biskupa dla szczególnego omówienia istniejących nieporozumień.

Wtedy świeccy idą ze swymi żalami do innych księży, a w miastach dla udziału we Mszy św. przenoszą się do parafii sąsiednich.

Powstają też nieporozumienia między proboszczem a wikariuszem, gdy proboszcz jest zaangażowany w tę wspólnotę, a wikariusz jest wierny metodom i zarządzeniom diecezjalnym w duszpasterstwie młodzieży itp.; bywa, że ta przeciwstawność jest jawna, kiedy indziej przejawia się jako obojętność jednego na to, co robi ten drugi, w rezultacie na skutek tego stanowiska, jakie neokatechumenalny proboszcz zajmuje wobec życia oratorium, młody kapłan czuje się pozostawiony sobie i zniechęca się do swojej pracy.

Tym bardziej, że często nie dostarcza się niezbędnych dla oratorium środków i urządzeń, a nawet przeznacza się je dla wspólnot neokatechumenalnych już uprzednio istniejących.

Kiedy do parafii “neokatechumenalnej” przychodzi jako proboszcz kapłan przyzwyczajony do pełnienia swego urzędu po linii duszpasterskiej diecezjalnej, napotyka na wielkie trudności. I albo godzi się z taką sytuacją, jaka jest, albo też zmusza “braci” do wyemigrowania.

Zdarza się też często, że o rozpoczęciu katechezy w parafii decyduje proboszcz bez wysłuchania Parafialnej Rady Duszpasterskiej, a nawet bez porozumienia się z księżmi współpracownikami i bez uzgodnienia tego z Biskupem.

Istnieje jeszcze trzecia niedogodność, o której zazwyczaj się nie mówi, dla księży tego samego dekanatu lub rejonu, wynikająca z różnego akcentowania różnych dziedzin duszpasterstwa, a ta niedogodność wzrasta, gdy wierni z parafii “neokatechumenalnych” idą z narzekaniami do sąsiednich parafii.

Gdy wikariusz przystąpił do metody neokatechumenalnej, kończy na tym, iż bardziej słucha się księdza z tej wspólnoty, do której przystał, niż własnego proboszcza.

Księża diecezjalni skłaniają się ku tym wartościom i chcą kroczyć tą właśnie drogą /pomimo wszystkich problemów, także prawnych, jakie to za sobą pociąga/, aniżeli trzymać się normalnego stylu duszpasterstwa.

Łatwo się robi odwołania do Stolicy Piotrowej, tłumaczone po własnej myśli, gdy Biskup nie jest przychylny.

Wytwarza się u księży zależność emocjonalna i w pewnych przynajmniej kwestiach całkowita, od lidera Drogi bardziej, niż od Arcypasterza diecezji.

Dowodem tego jest powszechne lekceważenie wypowiedzi Biskupa zawartych w formie ogólnej w jego homiliach i listach, gdy mianowicie wzywa do uległości i posłuszeństwa nie po myśli tego ruchu.

Jest rzeczą oczywistą, że tego rodzaju uwagi mają różną moc dla różnych księży zależnie od ich charakteru i od tego, jak dawno należą do Drogi Neokatechumenalnej.

Odnosi się wrażenie, że w kapłanie neokatechumenalnym od czasu, gdy wstąpił do tego ruchu, tworzy się sumienie “subiektywne”, tak dalece upewnione co do absolutnej ważności owego systemu formacyjnego, że powinien on – dla “triumfu” Królestwa Bożego – znieść wszelkie dolegliwości, także ze strony przełożonych, którzy go nie rozumieją. Występuje to szczególnie wtedy, gdy kapłan nie jest sam, lecz znajduje solidarne poparcie ze strony wielu innych. Gdy są razem, czują się psychicznie jako ci “błogosławieni, ponieważ cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości”.

To tłumaczy, dlaczego tylu księży zakonnych zaangażowanych w Drodze, postawionych przez przełożonych wobec dylematu: albo dochować wierności charyzmatowi zakonu /a więc i jego karności/, albo opuścić zakon dla życia we wspólnotach charyzmatycznych, wybrało to drugie rozwiązanie.

Znam takich przełożonych wyższych, powszechnie szanowanych i znanych w całym kraju, którzy po przykrych doświadczeniach tego rodzaju, nawet gdy widzą konieczność energicznego postąpienia, nie czują się na siłach do ponowienia rozkazu z obawy, że będą musieli stracić innych jeszcze członków swego zgromadzenia.

Niektórzy przełożeni generalni /np. generał Ojców Kombonianów/ zajęli stanowisko wyraźne: albo należeć całkowicie do zakonu, albo przejść do wspólnot neokatechumenalnych.

Podobne poważne fakty nie są obojętne dla św. Kongregacji ds. Zakonnych.

We mnie uformowało się takie przekonanie: kapłan diecezjalny lub zakonny, który w pełni przyjmuje metodę i ducha wspólnot neokatechumenalnych /a jest to nieuniknione, gdy pozostaje tam przez dłuższy czas/, de facto włącza się w społeczność do tego stopnie charakterystyczną, że oznacza to przynależność do swoistej grupy jakby apostolskiej, czyli do układu wręcz odmiennego niż poprzedni.

Założyciel, pan Kiko Argüello, może nawet nie myśleć o tym ani tego nie chcieć, aby Droga Neokatechumenalna stała się jakimś instytutem, lecz jeśli jego metody nie uwolni się od pewnych sztywnych surowości, skończy się na tym, że będzie ona powodować coraz większe trudności i nieporozumienia w Kościele.

Drodzy księża, członkowie Diecezjalnej Rady Kapłańskiej w Brescii, przedstawiłem wam ten problem w całej jego rozległości.

Może warto będzie wspomnieć, bodaj pobieżnie, o pewnych moich dotychczasowych krokach.

W kilka miesięcy po moim przybyciu do Brescii, gdy na spotkaniu w kościele św. Afry z ruchami, grupami i stowarzyszeniami kościelnymi, poprosiłem o zawieszenie zwyczajnej Mszy przedświątecznej /w pewnych okolicznościach jest to jak najbardziej słuszne/, z miejsca napotkałem na opór wspólnot neokatechumenalnych zarówno w kościele, jak i poza kościołem.

Wkrótce potem, spotkawszy się z grupą księży należących do tej wspólnoty, przedstawiłem im swoje zastrzeżenia co do pewnych kwestii i raz jeszcze zaakcentowałem niewłaściwość osobnej Mszy niedzielnej, wigilii wielkanocnej i czegoś tam jeszcze.

Nie wydałem zarządzeń, ufając przysłowiowemu posłuszeństwu i uległości duchowieństwa Brescii wobec swego Biskupa. Tak mnie zapewniono.

Wypowiedziałem swoje zdanie na Konferencji Episkopatu Lombardii, długie były dyskusje i stanęło na ogłoszeniu wspólnego dokumentu pod datą 3 lipca 1984 r.

Ponieważ diecezje lombardzkie pozostają w różnych warunkach, każdemu biskupowi pozostawiono wolną rękę co do ogłoszenia go w swojej diecezji, z powołaniem się także na wspólne stanowisko biskupów.

W kilku diecezjach ta kwestia w ogóle nie istnieje, w Mediolanie występuje w małych proporcjach. Niektórzy biskupi zrobili i wspólnoty się rozwiązały.

Widząc u nas rozmiar tego zjawiska, ja czekałem jeszcze cierpliwie. Wciąż spodziewałem się wyjaśnienia /żądanego po wiele razy/ ze strony wyższych instancji, którym przedstawiałem istniejącą sytuację.

Między innymi miałem długą rozmowę z eminencją, kardynałem Silvio Oddi, prefektem Św. Kongregacji ds. Duchowieństwa, ponadto w obszernym liście postawiłem pewne pytania dotyczące duchowieństwa należącego do Drogi Neokatechumenalnej. Pod datą 18 marca 1985 r. Św. Kongregacja ds. Duchowieństwa przysłała mi długi list.

W ubiegłym roku, w towarzystwie pewnego ks. proboszcza spoza wspólnoty, raz jeszcze przybyli księża diecezjalni związani ze wspólnotą: rozwinęła się spokojna dyskusja. Lecz ja przedłożyłem te same żądania, co przed dwoma laty. Kapłan, który im towarzyszył, podsumował wyciągając wniosek: “Żądania biskupa są jasne. Nie wypada wam nic innego, jak je przyjąć”.

Nic się jednak nie zmieniło, rozpoczęto inne cykle katechezy w tych samych parafiach i w paru innych, których proboszczowie nie poprosili Biskupa o pozwolenie.

Cóż począć?

Po wielokroć zapytywałem siebie, czy moja ufność w odmianę sytuacji była prawdziwą ufnością, czy też “zawinioną rezygnacją”.

Przy okazji wizyty ad limina dla spokoju sumienia – po krótkim omówieniu z Ojcem św. stanu diecezji w Brescii i po poproszeniu o błogosławieństwo dla niej – przedłożyłem mu swe niepokoje i chciałem dokładnie poznać jego zdanie. Chociaż Papież często wzywał do respektowania dyscypliny kościelnej, a przeto moje zapytanie byłoby zbędnym mnożeniem tych samych zwrotów – delikatnie przedłożyłem mu pierwsze pytanie, czy uprawnione jest czuwanie biskupa nad życiem ruchów kościelnych. Cytowałem już powyżej pozytywną odpowiedź Papieża.

Następnie powtórzyłem mu rozpowszechnianą umyślnie pogłoskę, że jakoby w jego prywatnej kaplicy była umieszczona statua Matki Bożej – Róży Mistycznej; nieco zaskoczony odrzekł: “O ile wiem, w mojej kaplicy znajduje się tylko Czarna Madonna”.

Co Ojciec św. myśli o systemie angażowania się księży neokatechumenalnych? Odpowiedział mi: “O tym myślą także oni”. Dotyczyło to funkcyjnych wspólnot neokatechumenalnych, tak przynajmniej sądzę.

Wspomniałem o naszych cichych zastrzeżeniach w kwestii powołań do kapłaństwa; zgodził się ze mną. Wyjaśniłem, że większość tych młodych ludzi wychodzi z naszych oratoriów. “Wiem o tym, wiem o tym.” Mówili mu o tym również inni biskupi lombardzcy, którzy byli przede mną /ja byłem ostatnim z szeregu/.

Powróciłem do trudności napotykanych w duszpasterstwie diecezjalnym, powodowanych przez pewne czynniki neokatechumenalne, i zwierzyłem się ze swej obawy, że w Brescii formują się dwa typy duchowieństwa, a więc i dwie diecezje.

W tym momencie Papież powiedział mi słowa, które, przyznaję się przed wami, wprawiły mnie w osłupienie: “Takie sytuacje, w diecezjach żywotnych i dobrze zorganizowanych, nie powinny mieć miejsca. Mogłyby zaistnieć tylko tam, gdzie zachodzi potrzeba formowania grup aktywnie wspierających Kościół ... W innych krajach, nie we Włoszech. A już nigdy w Rzymie.” I uśmiechnął się.

Takie dokładnie słowa usłyszałem od Ojca św. Zatem Papież dobrze wie, że nie wszystkie stowarzyszenia kościelne, nawet te uznane, i nie wszystkie metody katechezy są na właściwym poziomie, zwłaszcza gdy się je ocenia w całości, i tak się dzieje wszędzie.

Zapytacie mnie: “I co teraz?”

Na teraz chciałem was tylko poinformować i wszystko zamyka się tu, na tych słowach.

Do domu każdego z was zostanie wysłany tekst mojego przemówienia. Będzie go można przemyśleć osobiście i pomówić o tym z braćmi kapłanami.

Tenże tekst zostanie wysłany do sekretariatu generalnego Konferencji Episkopatu Włoch, do Eminencji, naszego Metropolity, do różnych Kongregacji w Rzymie, a także do Sekretariatu Stanu Jego Świątobliwości.

Jego Ekscelencji ks. Arcybiskupowi Paulowi Jozefowi Cordesowi, wiceprzewodniczącemu Papieskiej Rady ds. Laikatu, który wczoraj zatelefonował do mnie, prosząc mnie o odroczenie tego wystąpienia na Radzie Kapłańskiej, obiecałem przesłanie tego dokumentu.

Chcę przez to powiedzieć, że nie podoba mi się działanie potajemne, a także iż żywię nadzieję, że mogłoby to być jakimś bodźcem dla Świętych Kongregacji rzymskich i przyśpieszyć zbadanie aktualnej sytuacji; myślę, że wysłuchanie biskupów zainteresowanych tym fenomenem okaże się momentem przynaglającym dla podjęcia analizy godnej wielkiej i szlachetnej tradycji Urzędów Papieskich.

Nie ma we mnie ani śladu intencji niszczenia dobra, które już istnieje.

Nie mam wrogów do zwalczania, mam tylko braci, którym chcę służyć. Modlę się za nich i was wszystkich zachęcam do modlitwy za ten nasz Kościół w Brescii i za wspólnoty neokatechumenalne, które w niej żyją.

Proszę zarazem same wspólnoty neokatechumenalne, by się starały wyjednać u Ducha Świętego światło i zgodliwość dla wszystkich.

Na dniach wydam polecenie wydziałom kurialnym, kompetentnym w różnych dziedzinach, by z szacunkiem i miłością, a zarazem z mądrością i zdecydowaniem, dokonały niezbędnego sprawdzenia.

Jeśli w porozumieniu z sekretariatem Rady zechcecie, księża, wyłonić grupę, która podzieliłaby trudy sekretariatu Kurii, sprawicie mi przyjemność i dacie dowód, że wspomagacie mnie w moich obowiązkach.

Na najbliższym posiedzeniu Rady ktoś zreferuje wyniki i zaprosi do przedyskutowania dalszych kroków, które należałoby podjąć.

Będzie to zrobione z miłością. Dla zagwarantowania wolności, same decyzje będą uchwalane w głosowaniu tajnym.

AŻ DO ODMIENNYCH POLECEÑ, ZARZ¥DZAM, BY NIE OGŁASZANO ŻADNEJ NOWEJ ZAPOWIEDZI KATECHEZY.

Dziękuję wam, żeście mnie wysłuchali, i zapraszam was do odmówienia ze mną modlitwy do Ojca naszego, który jest w niebie.

Uwagi ks. Gino Conti dotyczące alokucji wygłoszonej przez Papieża do katechistów Drogi Neokatechumenalnej po ich powrocie z 15 dniowej medytacji na Synaju, poświęconej wstępnemu przygotowaniu statutu tej organizacji.

1. Jest to pochwała Drogi, analogiczna do aprobowania innych nowych Ruchów powstałych po Soborze Watykańskim II.

2. Jest to zachęta /nie nakaz/, by przyjąć ten dar ... z poczuciem odpowiedzialności.

3. Przypomina jednak ona, że stowarzyszenia i ruchy, nawet jeśli biorą udział w życiu Kościoła, nie są istotne tak, jak jego Hierarchia. Mogą zatem powstawać i upadać /jak to pokazuje historia/.

4. Przypomina też, że w encyklice Redemptoris missio mówi się o włączeniu się i ścisłym współdziałaniu ruchów /z Hierarchią/ “w duchu pokory”. A tego często brakuje! Podobnie jak ich współdziałanie przejawiające raczej tendencję przejmowania władzy i zastępowania ludzi Kościoła.

5. Opracowuje się statut jako drogę do formalnego uznania prawnego.

Wszystkie przemówienia i listy /np. do arcybiskupa Cordes i podobne/ są aktami nieformalnymi i prawnie nie obowiązującymi.

To wszystko wskazuje, że tego uznania prawnego jeszcze nie ma.

Gdy ono przyjdzie, zostanie uznany ich charyzmat. Nie zostanie jednak uświęcona ani uznana za autentyczną jakakolwiek doktryna lub forma jego wyjaśnienia.

Ani nie będzie obowiązku przyjmowania ruchu w danej diecezji lub parafii.



Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone
strona główna