powrót

 
••••••
  • Rekomendacje
  • Przedmowa Carla Beddermanna
  • Przedmowa Autora
  • Jakie jest znaczenie ziemi?
     
    ••••••
  • Zamówienie
     
    ••••••

  • Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.

     

    Filip Adwent

     

    Dlaczego Unia Europejska jest zgubą dla Polski

    8.1 Jakie jest znaczenie ziemi?

    Ziemia jest największym dobrem materialnym, jakie istnie-je. Jest dobrem tak wyjątkowym, że posiada nie tylko wymiar mate-rialny, ale i duchowy. Dlatego nie można traktować jej wyłącznie jak towar lub przedmiot. Każdy człowiek - mówimy - szuka swego miej-sca na ziemi, jest związany z jakimś kawałkiem ziemi, jakimś domem, jakimś dziedzictwem, jakąś historią. Jakże istotne jest dla nas to gdzie urodziliśmy się i gdzie mieszkamy. Oprócz czasu - miejsce jest naj-istotniejszym wyznacznikiem naszego istnienia, życia.

    Ziemia nie jest produktem, nie jest dobrem, które można powielać. Samochody, telewizory, można produkować w nieskończo-ność. Ziemię można albo dobrze uprawiać albo zanieczyszczać, dewa-stować i pustoszyć. Chociaż w porównaniu z innymi nieruchomościami - jak domy czy kamienice, ziemia jest dobrem trwałym. Otóż dom spali się, zawali, zabierze go powódź, zmiecie la-wina. Ziemię chwilowo pokryje powódź, strawi jej powierzchnię po-żar, a ona i tak może ponownie wydać plony. Ziemi uprawnej jest też coraz mniej na świecie. Coraz wiecej jest tej pokrytej betonem, asfaltem, zniszczonej erozją, sztucznym nawożeniem, napromienio-waniem. Nieskażona ziemia jest skarbem, jest przecież po to by ludziom, kórych przybywa dać wyżywienie, na niej muszą pobu-dować się rodziny, które chcą oddychać czystym powietrzem, które chcą pić czystą wodę. To wszystko daje ziemia. Ziemia jest także miejscem wypoczynku. Niektóre miejsca na kuli ziemskiej są bardzo drogie, bezcenne lub nawet niedostępne. Dla wielu ziemia stała się wręcz "towarem luksusowym".

    Ziemia, to są także odnawialne źródła energii. Składa się na nie:
    - energia geotermiczna (aż 80% powierzchni Polski da się wykorzy-stać w tym celu)
    - paliwa ekologiczne, mniej zanieczyszczające atmosferę (rzepak; biodie-sel)
    - paliwa naturalne w postaci drzewa lub słomy (do spalania słomy istnieją już specjalne kotłownie - produkują one tylko śladowe ilości szkodliwych substancji, a powstały popiół jest doskonałym nawozem; w Polsce po-wstaje jej 25 mln ton rocznie!)

    Wobec paliw nieodnawialnych i konieczności ich zakupu za granicą (ropa, gaz), posiadanie znacznych obszarów ziemi nadających się do produkcji energii odnawialnej, staje się coraz bardziej pilne. Obecnie w Polsce, energia ze źródeł odnawialnych stanowi 2,5% na-szego zapotrzebowania, w Szwecji już 26%...
    Polska może być całkowicie samowystarczalna pod względem energetycznym!

    Przypomnieć trzeba, że w latach 70-tych Polska miała do-datni bilans energetyczny. Wydobycie własne gazu osiągało 8 mld m3/rok, wydobycie ropy naftowej wzrosło do 500.000 ton/rok, wydo-bycie węgla do 200 mln ton/rok. W opinii znanego energetyka prof. Włodzimierza Bojarskiego, aktualnie są już opracowane nowoczesne metody czystego i opłacalnego spalania węgla. Oparcie się na wła-snym surowcu, daje przecież zdecydowanie większą niezależność energetyczną, niż najlepsze umowy importowe.
    Posiadamy niemałe zasoby gazu ziemnego, które wciąż nie są na-leżycie eksploatowane. Posiadamy pokłady węgla brunatnego i ropy. Nie wykorzystujemy energetycznie polskich rzek (elektrownie wodne) oraz powietrza (elektrownie wiatrowe). Ogromne perspektywy rysują się dla rolnictwa w kontekście produkcji biopaliwa. Nic z tego nie jest poważnie traktowane przez nasze obecne władze. One jedynie troszczą się tym, jak te gałęzie gospodarki przekazać obcokrajowcom.
    Kto posiada ziemię, ten posiada energię, ten posiada przyszłość!
    Ziemia posiada jeszcze jeden walor, który wyraźnie ukazał się wszystkim po zamachach terrorystycznych 11 września 2001 r. na wieże World Trade Center w Nowym Jorku: ziemia jest schronieniem - zapewnia bezpieczeństwo, którego nie są w stanie zapewnić drapacze chmur lub wielkie blokowiska.

    Posiadanie ziemi - choć małej tylko działki - w jakiejś odle-głości od miasta, może zadecydować o szansach przeżycia. Wiadomo już dzisiaj, że wielkie skupiska ludzi staną się w pierwszej kolejności wymarzonymi obiektami zamachów terrorystycznych. Nic nie wska-zuje na to, że uda się zatrzymać falę terroryzmu poprzez eskalację zbrojeń i odwetu. Kiedy miasta będą borykały się ze skażeniami che-micznymi, zatruciami bakteriologicznymi, brakiem prądu itd., kiedy nastąpi całkowita dezorganizacja życia społecznego, transportu i pod-stawowych służb publicznych, mieszkańcy tych miast, pozbawieni do-mów, opieki lub pracy, skazani zostaną na śmierć, głód lub choroby.

    Ci natomiast, którzy będą posiadali ziemię w wystarczającej odległości od skażonych miast, będą mieli możliwość skorzystania z wszystkich jej błogosławieństw naraz. Będą mogli oddychać czystym powietrzem. Będą mogli pić czystą wodę z własnej studni. Będą mo-gli jeść własne owoce, własne warzywa. Będą mogli hodować krowę i mieć własne mleko. Wszystko dzięki ziemi.

    Jeszcze przed zamachami 11 września, podobne uwagi wywo-łałyby powszechny śmiech politowania. Dziś, każdy traktuje te spra-wy nadzwyczaj poważnie. Zaraz po zamachach, w krajach Europy Zachodniej nastąpiła prawdziwa pogoń za nieruchomościami położo-nymi poza granicami miast. Identyczne zachowania na kontynencie północno-amerykańskim sygnalizują Polacy z Kanady.

    Ziemia jest więc
    - źródłem zysków, niekiedy potężnych (sprzedaż plonów, sprzedaż samej ziemi - wykorzystanie bogactw podziemnych)
    - miejscem wypoczynku, urastające do rangi "towaru luksu-sowego"
    - miejscem życia - a nawet przeżycia - gdyż jest gdzie i z czego żyć!

    Z tych wszystkich przyczyn, ma miejsce na kuli ziemskiej coś, czego w Polsce mało kto jest świadomy: rozpoczęła się kolejna faza pogoni za ziemią.

    8.2 Pogoń za ziemią

    W dzisiejszych czasach, bogaci tego świata interesują się każdym kawałkiem gruntu, każdym terytorium na całej kuli ziemskiej.
    Dzięki możliwościom błyskawicznego przemieszczania się i przekazywania pieniędzy na całym świecie, dzięki temu, że pod pre-sją globalistycznej propagandy, coraz więcej państw otwiera swoje granice w sposób nieprzemyślany i zezwala - najczęściej z biedy - na wyprzedaż własnej ziemi, garstka ludzi bogatych, bez skrupułów i sentymentów zawłaszcza to nadzwyczajne bogactwo, jakim jest ziemia.
    Kończą się właśnie czasy, gdy zwykły człowiek, za w miarę nie wygórowaną cenę mógł nabyć ziemię dla siebie. Nadchodzą natomiast takie czasy, gdzie najbogatsi będą usiłowali zawładnąć ziemią na całym świecie.
    Kto o tym nie pamięta i nie dba o to, aby pozostawić ziemię swoim potomkom, ten nie jest człowiekiem odpowiedzialnym.

    Spójrzmy na cały świat. Tam, gdzie globalisci mają wolny dostęp do gospodarki, zawsze ma miejsce wykup ziemi. Takim typo-wym przykładem stała się ostatnio Argentyna. Ten ogromny i bogaty kraj - doprowadzony do bankructwa na skutek penetracji rynku przez kapitał międzynarodowy (chciałoby się powiedzieć: "beznarodowy"), stał się areną wykupywania za bezcen ogromnych połaci ziemi.

    Rozumowanie bogatych
    Bogaci tego świata zadają sobie pytanie: gdzie jeszcze można kupić ziemię? W swych poszukiwaniach, kierują się następującymi kryteriami:
    - gdzie jest ona najtańsza? (i gdzie ma szanse szybko zdrożeć)
    - gdzie społeczeństwo jest biedne i chętnie ziemię sprzeda,
    - gdzie klimat jest przyjazny?
    - gdzie ziemia jest urodzajna?
    - gdzie nie jest zanieczyszczone środowisko?
    - gdzie znajdują się bogactwa naturalne (nafta, gaz, ruda, węgiel...)?
    - dokąd jest łatwy i szybki dojazd?

    Oczywiście, każdy na miarę swoich możliwości finansowych i własnej zachłanności rozgląda się za miejscem, które spełnia więk-szość tych kryteriów. W Europie, większość tych warunków spełnia jedno miejsce: jest nim Polska, położona dodatkowo, w umiarkowa-nym klimacie, z ziemią urodzajną i czystą, z biednym społeczeństwem i sporymi bogactwami naturalnymi, leżąca na skrzyżowaniu dróg pół-noc-południe i wschód-zachód.

    W tym należy się dopatrywać głównej przyczyny chęci skolo-nizowania Polski: stanowimy główną rezerwę ziemi w Europie.

    8.3 Niemcy - bogaci wśród bogatych

    Twierdzenie, że Niemcy są społeczeństwem wyjątkowo boga-tym i ekspansjonistycznym nie jest żadnym odkryciem. Kto trochę podróżuje, ten wie doskonale, że Niemcy są wszędzie na świecie, a szczególnie wszędzie posiadają ziemię. Na wszystkich kontynentach, gdzie tylko obcokrajowiec ma prawo do nabywania nieruchomości, tam w pierwszej kolejności ustawiają się Niemcy. Jest to fakt wynika-jący z prostej obserwacji. Przykładowo Wyspy Kanaryjskie należące do Hiszpanii, w większości są wykupione przez Niemców. Wyspy Baleary (również hiszpańskie) także są w większości ich własnością. Ludność miejscowa buntuje się ze względu na to, że młode hiszpańskie małżeństwa nie mają możliwości nabywania najmniejszych domków, czy też najskromniejszych działek. Tubylcy są spychani do roli służących. Niemcy usprawiedliwiają się tym, że "biednym" Hiszpanom dają pracę kelnerów i sprzątaczek w hotelach. Lecz nie chodzi tylko o przebywanie Niemców na tych wyspach w okresie urlopowym. Niemcy się tam masowo osiedlają. Mają swoje - liczne - czasopisma (poniżej kilka przykładów pism niemieckich z Majorki), swoje firmy, swoich lekarzy, swoje przychodnie.

    Kiedy Niemiec buduje sobie na Balearach dom, korzysta z usług firmy niemieckiej, z niemieckich materiałów, z niemieckich fa-chowców, mieszkających tam na stałe. W ten sposób tworzy się pań-stwo w państwie. Niezadowolenie czy bunt rodzimych Hiszpanów niczego nie zmieni. To jest "Europa", "wspólny dom", itd. Takie jest prawo europejskie. Bogatszy spycha biedniejszego na margines w ma-jestacie prawa.
    Znajomy Francuz, lekarz, wrócił niedawno z Republiki Do-minikany, położonej na Karaibach. Zaskoczyło go to, iż zarówno ma-li, rdzenni czarnoskórzy mieszkańcy wyspy, zwracają się do wszystkich turystów po niemiecku, jak i wszystkie ogłoszenia o wy-przedaży nieruchomości zredagowane są po niemiecku.
    Bliżej nas, we Francji, ekspansja niemiecka nabiera oszoła-miającego tempa głównie w prowincjach Alzacji i Lotaryngii - choć nie tylko. Ekspansja ta po raz pierwszy została objęta statystykami w 1993 roku. Jest to o tyle ciekawe, że ujawniła je oficjalna broszurka Unii Europejskiej pt. "Pamina" (Pamina, jest to euroregion na pograniczu Francji i Niemiec)

    Co z tych statystyk wynika? Otóż to, że Niemcy już w 1993 r. wykupywali 20% nieruchomości na terenach Francji graniczących z Niemcami. Nadmienić należy, że powyższe statystyki nie obejmowały obrotu gruntami, lecz wyłącznie sprzedaż mieszkań i domów. Francuska prasa regionalna także opublikowała te wyniki. Pamiętam, że jeden artykuł w największej gazecie regionalnej nosił wymowny tytuł: Ich "u mnie" jest u nas. Podano również w prasie przykład osady leżącej wokół małego jeziora, na północ od Strasburga, w której na 80 domów, aż 78 należało do Niemców. Nigdy odtąd nie przeprowadzono kolejnych ankiet tego typu. Opublikowanie tych statystyk wywołało zbyt dużo zamieszania i pytań.
    Przez 40 lat mieszkałem w Strasburgu, dwa kilometry od gra-nicy francusko-niemieckiej. Nie znam ani jednego przypadku Francuza, który posiadałby choć jeden metr kwadratowy miesz-kania lub działki w Niemczech. Gdzie tu widać ślady równoupraw-nienia? Tymczasem Niemcy masowo wykupują nieruchomości we Francji, które są co najmniej 2-3 razy tańsze. Coraz mniej Francuzów jest w stanie z nimi na własnej ziemi konkurować.
    Na drugim końcu Francji, bliżej Atlantyku, problem przedsta-wia się podobnie, z tym, że tym razem w roli nabywców występują głównie Anglicy. Wykupują oni domy, zazwyczaj z olbrzymimi przyle-głymi terenami, w całej zachodniej Francji, ze szczególnym upodoba-niem regionu Dordogne. Szacuje się, że samych osiedlonych we Francji Brytyjczyków jest ok. 250 tysięcy. W ich wypowiedziach powracają dwa powody, dla których nabywają nieruchomości we Francji:
    Pierwszy dotyczy cen domów, które są w Anglii tak wysokie, że nie mają innej rady, jak szukać szczęścia poza granicami kraju, naj-lepiej w sąsiedniej Francji.
    Drugi powód to ten, że w przeciwieństwie do Anglii, Francja posiada uroczy wiejski krajobraz i można spotkać tu prawdziwych chłopów. [cytat jednego Anglika w w/w programie telewizyjnym] Powinno nam to dać dużo do myślenia. Ludzie potrzebują poczucia związku z przyrodą, z ziemią, szukają więc powrotu do korzeni, do ziemi, do wsi.
    Zauważono od paru lat na Zachodzie całkiem nową tendencję: ludzie, nawet w miastach, zaczynają odchodzić od nienaturalnej aranżacji ogrodów, od sadzenia najrozmaitszych i najdziwniejszych krzewów ozdobnych, aby wrócić do sadzenia drzew owocowych i zakładania warzywników. Jest to wyraźnie połączone z potrzebą produkowania czystej żywności, o znanej proweniencji. Kolejne skandale związane z zatrutą żywnością w UE, bardzo spotęgują tę tendencję w następnych latach. To nie jest tylko przelotna moda.
    Masowy napływ Brytyjczyków coraz mniej podoba się Fran-cuzom. Początkowo, owszem, cieszyli się z ożywienia miejscowego handlu. Obecnie, nieruchomości tak podrożały, że znajdują się poza zasięgiem możliwości finansowych miejscowej ludności. Mnożą się przypadki, kiedy młodzi Francuzi, z uwagi na wygórowane ceny, zmuszeni są do opuszczenia rodzinnych stron. Dokładnie tak, jak ro-dowici Hiszpanie na Balearach, gdyż wszystko wykupili już cudzo-ziemcy. Prawo europejskie nie zezwala na ograniczenie prawa do osiedlenia się różnych obywateli z Unii. Więcej jeszcze, Francuzi, Hiszpanie, Portugalczycy i inni, są pozbawieni możliwości kształto-wania we własnym kraju odrębnych praw.
    Bogatszy osiedla się gdzie chce. Biedniejszy zamieszkuje tam, gdzie zostanie do tego zmuszony.

    8.4 Obecna sytuacja w Polsce

    Wyprzedaż polskiej ziemi w teorii

    Do 1990 r. cudzoziemcy nie mieli prawa nabywania w Polsce nieruchomości. Od 1990 r. uzyskali możliwość wykupu ziemi za zezwoleniem rządu, rzekomo wyjątkowo trudnym do zdobycia. Od tego momentu jednak okazało się, że obcokrajowcy zaczęli skutecznie omijać prawo, zakładając spółki z Polakami, zawierając fikcyjne małżeństwa, sporządzając testamenty i inne akty notarialne na swoją korzyść, podstawiając przekupionych Polaków.

    Gość Niedzielny
    22 listopada 1998
    W 1996 r. nastąpiła nowelizacja ustawy o wyprzedaży ziemi obcokrajowcom, idąca w kierunku dalszej liberalizacji przepisów. Obcokrajowiec z UE mógł odtąd nabywać ziemię bez zezwolenia w ilości do 1 ha na wsi i do 0,4 ha na terenie miasta. W teorii, oczywiście, wszystko miało być pod kontrolą. Niemniej, z trzyletnim opóźnieniem (dopiero w 1999 r.) wprowadzono obiecaną ewidencję sprzedaży nieruchomości, a na dodatek okazało się, że zaledwie jedna czwarta dokonanych transakcji jest spisywana... Kolejny sukces naszej administracji, na pewno nie przypadkowy.

    Wyprzedaż polskiej ziemi w rzeczywistości

    Sprawa wyprzedaży polskiej ziemi obcokrajowcom, jest obiektem największego i najbardziej konsekwentnie podtrzymywanego zakłamania w naszej historii. W różnych wypowiedziach przedstawicieli rządu przekazywane dane różnią się wzajemnie, a nawet sobie przeczą. Jest to szczyt perfidii i zakłamania.
    Leszek Miller jako minister spraw wewnętrznych oświadczył w 1997 r., że cudzoziemcy w roku 1996 kupili w województwie szczecińskim 17 ha ziemi. Tymczasem policja szczecińska, szacowała w 1996 r. ziemię na Pomorzu Zachodnim będącą we władaniu Niemców na 20 tys. ha (20 km na 10 km). Która informacja jest prawdziwa?
    Od dziesięciu lat, na wiosnę, rząd przedstawia Sejmowi stan wyprzedaży polskiej ziemi cudzoziemcom. Rokrocznie są to liczby rzędu kilku tys. ha. Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa (AWRSP) podała do wiadomości, że do końca 1998 r. wyprzedano cudzoziemcom w sumie, na całą Polskę, 195 ha!... Jej Dyrektor, Andrzej Nyrkowski, zaznaczył przy okazji, że "problem wykupu zie-mi przez obcokrajowców nie istnieje". Kto tym razem mówi nie-prawdę? Rząd, czy AWRSP?

    Jaka jest prawda o wykupie ziemi?

    Do rzeczywistych danych o wykupie ziemi w Polsce, możemy zbliżyć się jedynie dzięki "gafom" popełnionym przez niektóre orga-ny państwowe (jak np. oświadczenie Policji szczecińskiej, o którym mowa była wyżej), lub dzięki przeciekom ze strony tych, którzy zie-mię kupują.
    Bywają to niekiedy bezcenne informacje. Najciekawszą z nich stanowi opublikowany w 2001 r. raport Instytutu Spraw Pu-blicznych (ISP) pt.: "Przyszłość wsi polskiej. Wizje, strategie, kon-cepcje".
    Jeden z jego autorów, Ryszard Rozwadowski, (pracuje w Agro Business Consult Ltd) w rozdziale zatytułowanym "Przekształcenia w rolnictwie", zwrócił uwagę na sukcesywne przejmowanie ziemi po upadłych PGR-ach przez obcokrajowców. Pracę nad raportem i jego publikację sfinansowała - rzecz niesłychana - Fundacja Batorego wespół z Komitetem Integracji Europejskiej i AWRSP.

    Chyba pierwszy raz zdarzyło się, że Fundacja Batorego zapła-ciła za ujawnienie rzetelnych informacji, nie służących globalistycz-nej propagandzie. A oto czego dowiadujemy się z książki (jak widać wyraźnie, z zachowanych pieczęci i naklejek, dostępnej zdawałoby się polskim posłom w Bibliotece Sejmowej).
    W momencie likwidacji PGR-ów, obejmowały one 4 mln ha ziemi uprawnej położonej głównie na Ziemiach Odzyskanych. Odda-no je we władanie AWRSP. Rozwadowski pisze o nich:
    Wiele dawniej państwowych gospodarstw zostało przejętych przez rolników z zagranicy (...) Właściwie około 1 dawnych gospodarstw państwowych uprawiają cudzoziemcy (...) W miarę, jak Polska zmierza do członkostwa w Unii Europejskiej, zwiększa się popyt na dzierżawę (lub zakup) ziemi przez cudzoziemców w Polsce. (...) Polska już zezwala na dzierżawę ziemi cudzoziemcom zwykle na dość długi okres 10-30 lat. (...) Zatem negocjacje z UE podejmowane są prawdopodobnie bez wystarczającego zrozumienia sytuacji (...)
    Wiele dużych gospodarstw jest przejmowanych przez cudzo-ziemców - jest to prawdopodobnie dużo powyżej 1 miliona hektarów - ponad 25% państwowej ziemi rolnej (...) Większość spośród 400 tys. państwowych robotników rolnych straciła pracę (...)
    Tylko ambasada Holandii w 1998 r. zarejestrowała ponad 200 tys. hektarów w dyspozycji rolników holenderskich. Aktualna debata na temat zagranicznej własności ziemi w Polsce opiera się na prawie zerowej wiedzy o sytuacji rzeczywistej.

    Spróbujmy teraz oszacować nasze straty w ziemi na pod-stawie danych niezręcznie zakomunikowanych nam przez samych Holendrów.

    W 1998 r. znajdowało się w dyspozycji rolników holenderskich w Polsce ponad 200 tys. hektarów. A przecież nie tylko Holendrzy kupują w Polsce ziemię. Przodują w tym Niemcy, a kupują także Duńczycy, Francuzi, Brytyjczycy, Włosi... Można więc pokusić się o pewną symulację dotyczącą zakupu ziemi w Polsce.
    Otóż Holendrów jest 15 milionów. Niemców jest 6 razy więcej (90 milionów). Ponieważ w dyspozycji Holendrów w 1998 r. było ponad 200 tys. ha polskiej ziemi [20 km na 100 km], można założyć, że w dyspozycji Niemców mogło być w tym samym czasie 6 razy więcej ziemi niż u Holendrów, czyli ok. 1,2 mln ha. Biorąc pod uwagę fakt, że Niemcy mają o wiele więcej powodów historyczno-geograficznych niż Holendrzy, aby interesować się Ziemiami Odzyskanymi, oraz, że zamiarów swoich wcale nie ukrywają, można ten wynik pomnożyć jeszcze przez 2 , co nam daje 2,4 mln ha w dyspozycji samych Niemców w 1998 roku.
    Duńczyków jest 3 razy mniej, niż Holendrów, a więc 5 milio-nów. Szacujemy więc, że mogli posiadać wtedy 3 razy mniej ziemi, czyli ok. 70 tys. ha.
    Niech na pozostałych cudzoziemców przypadną bardzo skromne szacunki - ok. 30 tys. ha, czyli powierzchnia zaledwie 10 dużych PGR-ów - wówczas otrzymujemy następujące szacunkowe dane:

    Holendrzy 200 000 ha
    Niemcy 2400 000 ha
    Duńczycy 70 000 ha
    Inni 30 000 ha
    Suma 2700 000 ha

    W sumie wychodzi nam, że w roku 1998 ok. 2,7 mln ha polskiej ziemi znajdowało się w dyspozycji cudzoziemców. Jest to obszar 270 km na 100 km!

    Nie ulega wątpliwości, że ta liczba według stanu na rok 2002 wzrosła co najmniej do 5 mln ha, czyli do obszaru o wymiarach 500 km na 100 km! Od 1998 r. bowiem weszła w życie jeszcze większa liberalizacja obrotu nieruchomościami a sam Rozwadowski pisze, że w miarę, jak Polska zmierza do członkostwa w Unii Europejskiej, zwiększa się popyt na dzierżawę (lub zakup) ziemi przez cudzoziemców w Polsce. Obszar 5 mln ha to połowa powierzchni Ziem Odzyska-nych. To jest jedna szósta powierzchni Polski!...

    Przy takim tempie wyprzedaży, za 10 lat nie pozostanie nam nic, a naszym dzieciom pozostanie jedynie prawo do płaczu nad głupotą ojców, których nadrzędnym celem było "wejście do Unii" i "dotrzymanie jakiegoś kalendarza" negocjacyjnego!...

    Ale to nie koniec! W czerwcu 2002 r. według raportu rządu Millera, w latach 1990-2002 wyprzedaliśmy zaledwie 0,09% po-wierzchni Polski obcokrajowcom. Niecałe 300 km kw.! 3 km na 100 km! Dane paręset razy zaniżone, aniżeli pobieżne szacunki. Trze-ba przyznać naszym władzom jedno: jak kłamią, to z rozmachem!

    Jak uzmysłowić sobie obszar o wymiarach 500 km na 100 km? Odległość pomiędzy Szczecinem a Krakowem wynosi ok. 500 km. 5 mln ha stanowi więc pas o stukilometrowej szerokości, cią-gnący się od Szczecina do Krakowa. Inaczej jeszcze: 5 mln ha, to mniej więcej powierzchnia prostokąta Szczecin-Koszalin-Kielce-Kraków.

    Czy nie jest to wystarczająco wymowne?...

    Ale to nie koniec złych wiadomości. Aby dojść do szacowa-nej powierzchni 5 mln ha ziemi oddanej cudzoziemcom, wzięliśmy wyłącznie pod uwagę ilość ziemi rolnej we władaniu Holendrów. Stąd z naszych obliczeń wynika, że straciliśmy 5 mln ha ziemi rolnej na 18,6 mln ha ziemi rolnej w całej Polsce.
    A przecież nie tylko rolnicy z zagranicy kupują u nas ziemię... Kupują także "zwyczajni" obcokrajowcy. Dla pełnego obrazu na-szych strat, należałoby również obliczyć, ile ziemi wykupili oni pod działki rekreacyjne, ile ziemi wykupili pod budowę domów, zakładów, supermarketów itp... no i ile ziemi kupili razem z do-mami. Setki tysięcy Niemców pragnie "tylko" swojego byłego domku rodzinnego, domku rodziców, oraz tych 10-ciu, 20-tu arów dokoła. Jakie są to powierzchnie w sumie? Nikt nie wie dokładnie, ale jedno jest pewne: są to kolejne, olbrzymie połacie ziemi.
    Przedstawione liczby wynikają z logicznego myślenia, z bar-dzo prawdopodobnego rozumowania. Tymczasem rząd zaserwował nam jedynie kłamstwa.

    Jeszcze jedna uwaga: ziemię dzierżawioną przez obcokrajowców możemy również traktować tak, jak ziemię sprzedaną, definitywnie straconą. Dlaczego? Dlatego, że żaden rozsądny rolnik zachodni nie wydzierżawi dobrej, urodzajnej ziemi po to, aby ją potem "oddać" z powrotem. Zwłaszcza, że polska ziemia jest nieporównywalnie tańsza, niż ziemia w jego kraju. Jak wynika z raportu ISP, polska ziemia została w większości wydzierżawiona na okres 10-30 letni. Ryszard Rozwadowski podkreśla w swojej ekspertyzie, że prywatyzacja gospodarstw państwowych, prawie 4 mln ha, doprowadziła w większości przypadków do ich dzierżawy (sprzedano tylko około 12% tej ziemi). Jeżeli więc sprzedano 12% tej ziemi, to znaczy, że wydzierżawiono jej 88%, czyli ponad 7 razy więcej!...
    Z tego wynika bardzo prosty wniosek: nie wiemy jak potoczy się w przyszłości sprawa odzyskania ziemi już sprzedanej obcokra-jowcom na wątpliwych podstawach prawnych. Musimy natomiast mieć pełną świadomość, że walka idzie teraz głównie o ziemię wy-dzierżawioną. Wiemy, że od dnia wejścia Polski do UE, ta ziemia stanie się własnością tych rolników, którzy ją obecnie dzierżawią [patrz s.100]. Jeżeli natomiast nie wejdziemy do Unii i zabronimy ob-cokrajowcom nabywania ziemi w Polsce, możemy jeszcze uratować 88%, czyli ogromną większość z tych 5 mln hektarów. Jest o co walczyć!

    Zabrońmy wyprzedaży ziemi cudzoziemcom!
    Anulujmy układ stowarzyszeniowy z UE!
    Odrzućmy wstąpienie do UE!
    Nie dopuśćmy nigdy do sprzedaży ziemi wydzierżawionej!

    "Farming in a foreign land" ("Gospodarowanie na obcej ziemi")

    Tak brzmi tytuł artykułu, który ukazał się 6 sierpnia 2002 r. w angielskojęzycznym miesięczniku biznesowym "Poland Monthly", rozdawanym we wszystkich luksusowych hotelach w Warszawie.

    Artykuł przybliża nam postacie dwóch brytyjskich farmerów dzierżawiących każdy grubo ponad 1000 hektarów. Richard Blo-odworth w województwie warmińsko-mazurskim, rzutem kamienia od granicy rosyjskiej, Richard Phillips blisko granicy niemieckiej. Oto kilka urywków: Jedna rzecz, którą Polska posiada, to duże obszary ziemi rolniczej, stąd napływ zagranicznych farmerów pragnących wypróbować swoje siły na wielkich obszarach. (...) Dość ciekawe, że zachowują się powściągliwie w stosunku do UE. (...) Setki farmerów przyjechały z Zachodniej Europy do Polski tylko dlatego, że można uprawiać tutaj ziemię na większą skalę. (...) Żeby zrobić coś podobnego na taką skalę gdzie indziej, trzeba byłoby emigrować do Australii lub Kanady. (...)
    Przedtem - twierdzi Bloodworth - farma zatrudniała 150-170 osób. Jak przyszliśmy - w 1997 roku - zachowaliśmy 10% pracowni-ków, więc prawdopodobnie mają jakiś żal do nas.
    Po wejściu Polski do UE, Phillips obliczył, że będzie zarabiał o 40 tys. euro rocznie mniej, niż obecnie, lecz razem z Bloodswor-them mają nadzieję, że z czasem, powiększenie rynku zbytu pozwoli im te straty nadrobić.
    Zauważmy: gazeta typowo liberalna, pro-unijna, przyznaje, że setki farmerów zachodnich uprawia w Polsce ziemię od wielu lat, co nasze władze uważają za nieistotne.
    Farmerzy ci obawiają się Unii, bo wiedzą, że będą na niej stratni. Oni, którzy przecież mają w małym palcu wszystkie unijne sztuczki, mimo że mogą sobie zafundować prawników, itd. Jak jednak poradzą sobie niezorientowani polscy rolnicy?
    Farmerzy tacy nie będą prowadzić tradycyjnego rolnictwa. Ska-żą naszą ziemię tak, jak skazili swoją. Przybyli do Polski dla zysku, któ-ry osiągną przy pomocy skompromitowanych już metod produkcji taniej żywności, może nawet modyfikowanej genetycznie lub takiego howu zwierząt, który doprowadził do choroby szalonych krów.
    Jeżeli nawet spełnią się dalekosiężne oczekiwania tych dwóch farmerów o nadrobieniu po pewnym czasie strat wynikających z wejścia do Unii, musimy zrozumieć jedną zasadniczą rzecz: tylko ci, którzy mają dużo pieniędzy, aby posiadać dużo ziemi i aby tę ziemię mocno nawozić zwiększą (tymczasowo...) swoje plony, a więc dochody. Wynika z tego, że po wejściu Polski do UE, tylko obcokrajowcy mogliby ewentualnie liczyć na wystarczające dochody z rolnictwa, ponieważ tylko oni posiadają już dzisiaj wystarczająco dużo pieniędzy, odpowiednią ilość ziemi i wystarczająco... mało skrupułów, aby ziemię dalej niszczyć intensywną uprawą. Polacy nie mają tutaj żadnych szans. Nie posiadają ani dużo pieniędzy, ani dużo ziemi. Na dodatek, ci "beznadziejni" polscy rolnicy, tak szanują swoją ziemię, że nie chcą jej wyniszczyć sztucznym nawożeniem. Kto to widział, kochać swoją ziemię?... Według dzisiejszych kanonów, ziemię trzeba eksploatować, a nie kochać!... Co za zacofany naród!... Wykorzenić go!... Niewątpliwie pomoże w tym zaszczytnym dziele Gazeta Wyborcza, która już kilka lat temu nawoływała: "Spalmy wóz Drzymały!"

    Artykuł z Poland Monthly zawiera bardzo istotne kłamstwo: Żaden obcokrajowiec nie może w Polsce posiadać ziemi na własność. Bloodworth płaci dzierżawę AWRSP. Po pierwsze, wiemy, że to nieprawda, gdyż istnieją przeróżne legalne sposoby nabywania ziemi na własność przez obcokrajowców. Po drugie, gazeta pomija całkowicie fakt, o którym ciągle wspominamy, a mianowicie możliwość wykupienia przez obcokrajowców ziemi dzierżawionej po wejściu Polski do UE. Tutaj leży największe dla Polski zagrożenie.

    Kupują ziemię w całej Polsce

    Cudzoziemcy kupują ziemię w całej Polsce, nie tylko na Zie-miach Odzyskanych. Gdyby miał kto co do tego wątpliwości, rozwiać je powinny dwa przykłady, przedstawione już w mojej książce "Wy-przedaż polskiej ziemi". Są one na tyle wymowne, aby je przywołać na nowo. Pochodzą z regionalnej prasy rzeszowskiej z lat 1994 i 1995.

    W Nowinach Rzeszowskich pojawił się artykuł pt. "Niemcy chcą pomóc Bieszczadom". Oto fragment:
    Niemcy coraz poważniej interesują się Bieszczadami. Nie tyl-ko urzeka ich piękno dzikiej natury, ale chcieliby wykorzystać ją na potrzeby turystyki i ściągnąć w Bieszczady tłumy współziomków. (...) W Wetlinie opracowano koncepcję polsko - niemiecko - słowacko - ukraińskiej konferencji na 1995 rok, w której Niemcy zapowiadają udział byłego prezydenta von Weizsaeckera. (...) Konferencja ma do-prowadzić do powołania międzynarodowej instytucji, która zajmie się planowaniem i koordynowaniem wszelkich poczynań na terenie Bieszczad i całego rezerwatu karpackiej biosfery (...) Profesor Mi-chael Succow z uniwersytetu w Greifswaldzie: nadszedł czas, aby udostępnić ten kawałek boskiego tworu Europejczykom.

    Postawmy wobec tego następujące pytania:
    - W jakim celu Niemcy - a szczególnie ich były prezydent - biorą udział w konferencji zajmującej się obszarem leżącym setki kilometrów od ich granic?
    - W jakim celu właśnie Niemcy mieliby zajmować się plano-waniem i koordynowaniem wszelkich poczynań na terenie Bieszczad?
    - Z jakiej racji Niemcy mogliby udostępnić ten kawałek boskiego dzieła tzw. "Europejczykom", dając w ten sposób do zrozumienia, że to oni są "światłymi nosicielami cywilizacji", a Polacy, Ukraińcy i Słowacy, jakimiś barbarzyńcami, lecz, broń Boże, nie Europejczykami!

    Zacytujmy jeszcze jeden fragment artykułu pt. "Hodowla zarodowa".
    Zamieszczony tam niezwykle ciekawy reportaż, przedstawia w dokładny sposób jak polski obywatel przebywający od wielu lat na Zachodzie i mający kartę stałego pobytu w Niemczech, pan Kiełdanowicz, ubiega się o kupno pięciu tysięcy hektarów w województwach przemyskim i krośnieńskim. Ofertę złożył 6 lutego 1995 r.
    Na wstępie dziennikarz opisuje w jakich okolicznościach spotkał pana Kiełdanowicza: Na rynku w Jarosławiu, pilnował mercedesa, którym przyjechał do Polski Diederich Hille, przedsiębiorca budowlany z Detmold, RFN. Pan Kiełdanowicz był kierowcą pana Hille.
    Artykuł mówi dalej, że pan Kiełdanowicz - kierowca i stróż mercedesa - chce założyć wzorcowe gospodarstwa rolne na poziomie gospodarczym EWG i że nie interesuje go żadna forma dzierżawy ziemi, jedynie kupno. Wszystkie tereny, które zamierza nabyć należały do Państwowych Gospodarstw Rolnych i znajdują się w miejscowościach: Leszczawa Dolna i Górna, Leszczawka, Kuźmina, Roztoka, Łodzinka Dolna i Górna, Wola Korzeniecka, Malawa, Dobrzanka, Brzeżawa, Lipa, Jawornik Ruski, Borowica, Zohatyń, Leszczawy, Sopotnik, Grąziowa, Trójca, Kwaszenina, Nowosielce Kozickie, Krajna, Kalwaria Pacławska i Paportno (dalej chyba nie mogliby się posunąć; połowa wsi Paportno leży po drugiej stronie ukraińskiej granicy).
    Jak pisze gazeta, jesienią 1994 r. do rzeszowskiego oddziału Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa wpłynęła oferta na kupno nieruchomości po PGR-ze w województwie przemyskim od Fundacji Ochrony Ekologicznej Europy Wschodniej i Jej Parków Narodowych, zarejestrowanej w Warszawie. (...) Kapitał założycielski fundacji dała spółka HAT z siedzibą w Detmold, RFN. Prezydentem fundacji jest Diederich Hille, sekretarzem Wacław Kiełdanowicz. [Można zastanawiać się dlaczego fundacja dotycząca Europy Wschodniej ma kapitał niemiecki i prezydenta niemieckiego - przyp. F.A.].
    Dalej gazeta wyjaśnia, że fundacja najpewniej nie dostanie zgody od polskiego MSW na przystąpienie do przetargu na kupno gruntów, dlatego oferta kupna została przepisana na osobę fizyczną legitymującą się polskim paszportem.
    Próbuje się później wytłumaczyć, że właściciel tysięcy hektarów Wacław Kiełdanowicz aktem darowizny daruje ziemię fundacji, a fundacje są zwolnione z podatku dochodowego. Kiełdanowicz wyjaśnia również, że zaplanowany jest także rozwój turystyczny i pisze w swojej ofercie: Zarówno ja, jak i towarzyszące mi osoby z Niemiec w czasie inspekcji regionu - [złowrogo brzmi słowo "inspekcja" - przyp. F.A.] - jednoznacznie podkreślali wspaniałe widoki, piękne obiekty sakralne. Duże otwarte tereny, czyste powietrze, nie skażone potoki i rzeczki, czynią ten zakątek bardzo atrakcyjnym...

    Te dwa powyższe przykłady całkiem wystarczająco uzmysławiają nam, jaka mentalność przyświeca cudzoziemcom interesującym się naszą ziemią.

    8.5 Wyprzedaż polskiej ziemi po wstąpieniu do UE

    W dotychczasowych negocjacjach Polski z UE w sprawie obrotu ziemią, ustalono, że po wstąpieniu ma obowiązywać w Polsce 12-letni okres przejściowy w swobodnym obrocie ziemi z lasami. Jest to jednak totalną fikcją, skoro ta niby reguła uznawać będzie następujące wyjątki:
    Po pierwsze: ziemię pod inwestycje, mieszkania, działki w miastach, cudzoziemiec będzie mógł kupić w Polsce od pierwszego dnia naszego członkostwa (a wiadomo, że każdy może się podszyć pod "inwestora"; każda, choć najdrobniejsza działalność, może zostać uznana za inwestycję).
    Po drugie: działki rekreacyjne i drugie domy będzie można nabywać już po 5-ciu latach.
    Po trzecie: ziemię pod uprawę, będzie trzeba najpierw wydzierżawić, zanim się ją wykupi. Okres dzierżawy będzie się różnił w zależności od regionu Polski: - Na Zachodzie i Północy Polski (czyli na Ziemiach Odzyskanych), okres obowiązującej dzierżawy będzie wynosił 7 lat. Niby ma ten okres "chronić" polską ziemię przed nadmiernym wykupem ze strony Niemców...
    - W pozostałej części Polski (przykładowo w Bieszczadach, na Zamojszczyźnie), będzie można wykupić ziemię już po 3 latach dzierżawy.
    Na dodatek nieszczęścia, okres dzierżawy będzie się liczył od daty podpisania umowy, a nie od daty przystąpienia Polski do UE!

    Nie potrzeba nikomu tłumaczyć, że nie sprzedawanie ziemi przez 3, 7, 10 czy nawet 20 lat, nie stanowi żadnej istotnej różnicy. To zawsze pozostanie tylko ułamek sekundy w skali Historii. Liczy się to, że w przyszłości dla naszych dzieci nie pozostanie ziemi do nabycia.
    Proste obliczenie zupełnie wystarczy, aby sobie to uzmysłowić: weźmy przykład Holendrów: ponieważ w 1998 r. byli właścicielami lub dzierżawcami ponad 200 tys. ha ziemi w Polsce, to najpóźniej w 2005 r. - po upływie 7 lat - czyli rok po wstąpieniu Polski do Unii - holenderscy rolnicy staną się pełnoprawnymi właścicielami całej tej powierzchni, obejmującej ponad 20 km na 100 km. A cudzoziemcy ogółem, ponieważ szacujemy, że posiadali i dzierżawili w 1998 r. ok. 2,7 mln ha [patrz s. 91], najpóźniej w 2005 r. będą właścicielami tychże 2,7 mln ha, co stanowi 270 km na 100 km.
    Ponieważ szacujemy, że w 2002 r. cudzoziemcy posiadają lub dzierżawią ok. 5 mln ha, to najpóźniej w 2009 r. będą oni właścicielami całego tego obszaru. 500 km na 100 km!

    W środę 3 kwietnia 2002 r., główny negocjator i były agent tajnych służb PRL-u Jan Truszczyński ujawnił posłom Sejmowej Komisji Europejskiej szereg kolejnych, przerażających ustępstw ze strony polskiej:
    - Po trzech latach od ewentualnej akcesji Polski do UE, Rada Europy będzie miała prawo znieść okres przejściowy na zakup polskiej ziemi ornej. Jest to postanowienie wołające o pomstę do nieba. Dlaczego przyznajemy Unii prawo decydowania zarówno o swoich okresach przejściowych - co jest normalne - jak i o... naszych? Czy Polska będzie miała prawo znieść 7-letni okres przejściowy Unii na zatrudnianie pracowników z Polski? Oczywiście, że nie! Ale Unia będzie miała prawo znieść 12-letni okres przejściowy Polski na zakup ziemi rolnej. Tak wyglądają sprawiedliwe i partnerskie negocjacje z UE z jej wyjątkową, nie spotykaną w dziejach ludzkości troską o równouprawnienie! Po prostu brak słów. Możemy być w 100% pewni, że Unia z tego przywileju skorzysta i że po 3 latach zniesie wszelkie ograniczenia w obrocie nieruchomościami. Nigdy nie wchodźmy do takiej Unii! Nie uzależniajmy się od takich "przyjaciół"! Kto nas zdradził? Kto przyznał Radzie Europy takie prawo? Kto dostał za to pieniądze?
    - Bruksela zobowiązała Polskę (na życzenie Niemiec) do dostarczenia szczegółowych informacji na temat struktury własności ziemi rolnej. Właśnie w tym celu sporządzono spis powszechny. Krótko po jego zakończeniu, GUS przyznał się, że dane dotyczące rolnictwa zostały już przekazane do Brukseli.
    - Bruksela otrzymała prawo do wglądu w ustawę o obrocie ziemią na każdym etapie prac legislacyjnych prowadzonych przez polski Sejm.
    - Żaden okres przejściowy nie będzie obowiązywał tych cudzoziemców, którzy zdecydują się nabyć nieruchomość, aby świadczyć usługi turystyczne. Mieszkańcy UE będą więc mogli kupować atrakcyjne nieruchomości w miejscowościach turystycznych i dysponując większym kapitałem, wyeliminować z rynku usług turystycznych miejscową ludność, dla której turystyka lub agroturystyka jest często jedynym źródłem utrzymania na cały rok.
    - Rolnicy unijni dzierżawiący dotychczas grunty poprzez zawieranie spółki lub w formie umowy z osobą fizyczną będą mogli antydatować umowy notarialne, by przyspieszyć przez nich nabywanie ziemi! Jest to jaskrawe łamanie polskiego prawa, również wołające o pomstę do nieba! W ten sposób dotychczasowa dzierżawa zostanie im zaliczona w okres przejściowy i z dniem wejścia Polski do Unii, będą mogli stać się właścicielami gruntów rolnych.

    Nie można wyobrazić sobie jawniejszego faworyzowania cudzoziemców oraz jawniejszego dyskryminowania Polaków.

    Tak jakby tego nie wystarczało Jan Truszczyński podał jeszcze, że swoboda zakupu nieruchomości w Polsce dotyczyć będzie nie tylko obywateli Unii, ale także nabywców z państw członkowskich Europejskiego Obszaru Gospodarczego, a zatem także z Norwegii, Islandii i Lichtensteinu, o czym wcześniej rząd nie poinformował. Ile takich "kwiatków" ukrywa się jeszcze przed narodem?

    Z tych wszystkich przyczyn, należy już teraz powiedzieć, że Polacy znający jeszcze pojęcie honoru nie uznają żadnych z tych, godzących w polską rację stanu, decyzji i uczynią wszystko, aby usunąć ich skutki tym bardziej, że łamią one polskie prawo i stanowią rażącą dyskryminację Polaków.

    Kilka zasadniczych pytań

    Postawmy sobie w związku z tym kilka istotnych pytań:
    - Dlaczego rząd chce wyrzucić ze wsi swoich rolników ponieważ jest ich rzekomo za dużo (aż 90% za dużo), a przyjmuje rolników z innych krajów?
    - Skoro nasi euroentuzjaści głoszą, że nie grozi nam wykup ziemi, to dlaczego UE tak domaga się możliwości zakupu?
    - Skoro UE cierpi już na nadmiar produkcji rolnej, to po co jej jeszcze nasza ziemia?
    - Skoro UE przeżywa niż demograficzny, to dla kogo potrzebna jej nasza ziemia?
    - Skoro obywatele UE są tak bogaci i posiadają ziemie i domy na całym świecie, to do czego potrzebna im jest jeszcze ziemia w Polsce? Dlaczego Polacy nie mogliby nawet u siebie posiadać ziemi? Co pozostawimy naszym dzieciom?
    - Czy przeciętny Polak jest w stanie kupić sobie choć kilka metrów kwadratowych ziemi w Niemczech?
    - Dlaczego AWRSP odmawiała zgody na wydzielenie 15-20 ha z wielkich, tysiąc hektarowych areałów, na rzecz powiększenia gospodarstw polskich rolników?
    - Dlaczego UE tak bardzo pragnie zawładnąć naszą ziemią rolniczą?

    Na każde z tych pytań można dać wiele odpowiedzi. Spróbujmy w tym miejscu odpowiedzieć szczegółowo na ostatnie pytanie. Istnieje tu cały szereg różnorodnych powodów, dla których UE chce przejąć naszą ziemię rolniczą. Oto one:

    Powody związane z naturą człowieka
    - Chciwość. Chęć posiadania wszystkiego. Bogaty chce zawsze posiadać więcej. Nie obchodzi go, że krzywdzi w ten sposób biednego i pogłębia istniejące między nimi różnice.
    - Zysk spekulacyjny; tj. zysk wynikający z wartości samej ziemi. Nie ma lepszej i bezpieczniejszej lokaty niż ziemia. Przetrwa ona nawet pożary i potopy, wojny i zmiany granic.
    - Zysk handlowy; tj. zysk wynikający ze sprzedaży tego, co rodzi ziemia lub jest z niej wydobywane (plony, bogactwa naturalne).

    Powody związane z naturą ziemi
    -Ziemi nie da się wyprodukować. Należy szanować każdy jej kawałek na kuli ziemskiej.
    - Nasza ziemia jest nieskażona i urodzajna: polska ziemia jest mało skażona chemią, nie wyjałowiona, a przez to idealnie nadaje się pod uprawę.
    - Nasza ziemia jest piękna i malownicza. W miarę dzika, w znaczeniu tym, że mało zagospodarowana. Występuje na niej dużo zwierzyny. Jest bogata w przepiękne pojezierza, głębokie puszcze. Idealnie nadaje się pod rekreację. Mieszkańcy Zachodu są tego o wiele bardziej świadomi, niż Polacy.

    Powody natury gospodarczej i politycznej
    - ograniczenie naszej rodzimej produkcji rolnej, czyli obniżenie naszej konkurencyjności. Stąd spadek eksportu, spadek zysków dla rolników, wzrost bezrobocia. Nastąpi zdecydowanie uzależnienie nas od rolnictwa UE. Przy znacznym ograniczeniu naszej produkcji nastąpi pozbawienie nas samowystarczalności żywnościowej,
    - ograniczenie rodzimej produkcji źródeł energii odnawialnych (rzepak na biopaliwo, energia geotermiczna, drzewo, słoma...). Zawładnięcie w przyszłości przez obce koncerny naszą energią odnawialną, uzależni Polskę od dostaw zagranicznych i pozbawi nas samowystarczalności energetycznej.

    Istnieje ogromne zainteresowanie krajami Europy Wschodniej, szczególnie ze strony Niemiec (Drang nach Osten). Chęć rozszerzenia granic i wpływów UE na Wschód.

    Konkludując należy stwierdzić, że podejście Unii Europejskiej do sprawy ziemi w Polsce nacechowane jest całkowitą bezwzględnością, egoizmem i pogardą wobec Polaków. W tej sprawie Unia odkrywa swoje prawdziwe oblicze: oblicze kolonizatora, oblicze wroga. Czy zatem UE jest przyjacielem, czy wrogiem?
    Przyjaciel szanuje. Przyjaciel zatem nigdy nie żąda czegoś, co może drugiego zaboleć. Przyjaciel Polaków nie będzie nigdy żądał od nich rozstania się z ziemią. Jeżeli mimo wszystko nalega, to rozumiemy, że mamy do czynienia nie z przyjacielem, ale z wrogiem. Nawet jeżeli brzmi to naiwnie, taka jest prawda.

    Na zakończenie tego rozdziału, przypomnijmy sobie trzy warunki zachowania spokoju społecznego w Polsce, które wielokrotnie przywoływał Prymas Tysiąclecia, Stefan Kardynał Wyszyński:
    - Bóg uwielbiony
    - Człowiek uszanowany
    - Ziemia obsłużona

    Rzeczywiście piękne są to słowa, przypominające nam, że po Bogu i człowieku, największy szacunek należy się ziemi. Niech nikt nie ośmieli się zasugerować, że Polacy, naród, biorący swoją nazwę od pól, nie potrafią sami obsłużyć swojej ziemi, całej swojej ziemi!

    Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone

    strona główna