powrót

 
••••••
  • Rozmowa z prof. Johnem Laughlandem
  • Rekomendacje
     
    ••••••
    I. Obumierające Państwo
    II. Faszyści i Federaliści
    III. Utrzymanie Centrum
    IV. Ideologia europejska
    V. Zagadnienia pieniądza
    VI. Nowy Światowy Ład
    VII. Kontynent w Niemocy
  • Przypisy
  • Bibliografia
     
    ••••••
  • Zamówienie
     
    ••••••

  • VI. Nowy Światowy Ład

    Założę się, że nie minie sto lat, a pojęcie narodowości, jakie znamy, stanie się przeżytkiem; wszystkie państwa uznają je-den globalny rząd.
    STROBE TALBOTT, ZASTĘPCA SEKRETARZA STANU USA

    Plan zintegrowania państw Zachodniej Europy wokół wspólnej waluty jest imponujący, chociaż jest tylko częścią więk-szego planu. Wiele osób widzi w tym naturalne następstwo projektu globalizacji. Idea, która stoi za tym projektem, polegająca na tym, że współczesny świat jest tak współzależny i złożony, że potrzebuje coraz więcej międzynarodowych struktur, które nim sterują, prowa-dzi idealnie do rządu światowego.

    Ideologicznie globalizm czerpie z wielu tych samych idei, co integracja europejska, szczególnie przez brak zaufania do polity-ki i swoją wiarę w odgórne zarządzanie. Teoretycznie jednak te dwa projekty mogą pewnego dnia wejść w konflikt. Jeżeli europejska integracja stanie się bardziej imperialistyczna niż globalistyczna (broniąc, powiedzmy, interesów Europy przeciwko Stanom Zjedno-czonym), wtedy obecny sojusz pomiędzy pro-Europejczykami i zwolennikami rządów światowych może się skończyć.

    Pod koniec wieku jednak wygląda na to, że istnieje sojusz pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a siłami Zachodniej Europy, przy cichym poparciu Rosji, broniący jednoznacznie globalistycznych pozycji. Stało się to jasne podczas ataków prowadzonych przez NATO przeciwko Jugosławii od 24 marca do 4 czerwca 1999 r. Ta wojna radykalnie zmieniła system międzynarodowy i oznacza jednoznaczny odwrót od zasad narodowej suwerenności, na których opierał się międzynarodowy porządek od II Wojny Światowej, a nawet pod pewnymi względami od XVII wieku. Oznacza to również kulminację dziesięcioletniego procesu tworzenia instytucji międzynarodowych, ze specyficznie ponadnarodowym zakresem kompetencji.

    Atak NATO na Jugosławię

    24 marca 1999 r. rozpoczął się atak bombowy na Jugosła-wię, który trwał do 4 czerwca. Podczas bombardowań zginęły setki cywilów, straty gospodarcze kraju i dotyczące infrastruktury cywil-nej sięgnęły miliardów dolarów. Jak się okazało po wycofaniu wojsk z prowincji Kosowo, straty militarne armii jugosłowiańskiej były minimalne. Według jednego z raportów armia jugosłowiańska straciła tylko 13 czołgów.

    Deklarowany cel wojny zmieniał się podczas trwania dzia-łań. Gdy rozpoczęły się pierwsze ataki, mówiono, że wojna się to-czy, aby zapobiec okrucieństwom popełnianym na etnicznie albańskiej populacji Kosowa. Jednak w pierwszych dniach ataków strumień uchodźców wyruszył z Kosowa i w końcu mówiono o wie-lu setkach tysięcy uchodźców w obozach w Macedonii i Albanii. Od tego czasu deklarowanym celem wojny było zapewnienie powrotu uchodźcom do ich domów - problem, który nie istniał, gdy ataki się rozpoczynały.

    Od stycznia 1998 r. z Kosowa napływały opowieści o "czystkach etnicznych" i telewizyjne wiadomości często pokazywa-ły uchodźców. Chociaż niektóre ujęcia były pokazywane wielokrot-nie - innymi słowy, chociaż manipulacja w reportażach była oczywista - faktycznie tysiące ludzi w Kosowie przemieszczało się, uciekając przed warunkami związanymi z wojną domową, która zapa-nowała w ich sąsiedztwie zanim jeszcze rozpoczęły się bombardowania.

    Wojna domowa była stymulowana przez terrorystyczne ataki przeciwko serbskiej policji i była militarnie kierowana przez Armię Wyzwolenia Kosowa. AWK wyrosła z niezadowolonych stalinowców, maoistów i zwolenników Hoxha z sąsiadującej Albanii, chociaż przed rokiem 1998 egzystowała niejawnie. Te grupy były w niełasce w Albanii od 1992 r., gdy demokratyczna partia Sali Berisha przegoniła następcę Enver Hoxha, Ramiza Alia. Pomiędzy 1992 a 1997 rokiem Albania posiadała mniej lub bardziej demokratyczne prozachodnie rządy.

    Jednakże w 1996 r. prezydent Berisha rozpoczął akcję prze-ciwko mafii, która tak bardzo rozrosła się w jego kraju. Albania i Kosowo były ważnymi punktami przerzutowymi w handlu narkoty-kami i prostytutkami do zachodniej Europy. Mafia zemściła się, or-ganizując w sojuszu z albańską partią socjalistyczną masowe niepokoje, które wybuchły po upadku piramidowego systemu oszczędnościowego. Wkrótce kraj został zalany wojskiem, przeprowa-dzono sfałszowane wybory i partia demokratyczna straciła władzę. Prawdopodobnie istnieje ścisły związek między umocnieniem się ma-fijno-komunistycznego rządu w Tiranie a rozpoczęciem, zaledwie parę miesięcy później, terrorystycznej działalności AWK w Kosowie.

    Działania te pociągnęły za sobą tysiące ataków przeciwko mieszkańcom miast, urzędnikom państwowym, policji, żołnierzom i innym mieszkańcom. W pierwszych dziesięciu miesiącach 1998 r. zabito 152 obywateli, z których 69 było Albańczykami, 37 Serbami i mieszkańcami Czarnogóry, 3 cyganami oraz 42 osobami, których nie zidentyfikowano.2 "Terroryści zabijali cywilów, kobiety, dzieci i starców na polach, w obejściach ich domów, w pojazdach. Morder-stwa były popełniane w okrutny i bezlitosny sposób, często na oczach członków ich rodzin lub na oczach rolników, w celu zastraszenia ludno-ści i skłonienia jej do uczestnictwa w akcjach terrorystycznych".3

    Celem tych ataków było sprowokowanie Serbów do zasto-sowania środków odwetowych, po czym oskarżenie ich o represje etniczne. To się udało. Serbowie odpowiedzieli na ataki w taki spo-sób, że tysiące ludzi musiało uciekać ze swoich domów i poszuki-wać schronienia u krewnych, gdy w ich prowincji rozszalała się wojna domowa.

    Wewnętrzne przemieszczanie się ludności było na Zacho-dzie nagminnie prezentowane jako dowody "czystek etnicznych" przeprowadzanych przez Serbów na Albańczykach, ponieważ repor-terzy na ogół pomijali kontekst rebelii AWK.

    Istota tego, co naprawdę wydarzyło się w Kosowie, ma kluczowe znaczenie jako argument, ponieważ wojna, która w końcu wybuchła, była wielokrotnie i jednoznacznie usprawiedliwiana względami humanitarnymi. Prawdą jednak jest, że przed atakami bombowymi nie było żadnych rasowo umotywowanych "czystek etnicznych" ani nawet "represji" przeciwko Albańczykom jako takim. Nieliczne doniesienia, które wyszły z Kosowa podczas operacji NATO potwierdziły, że setki tysięcy Albańczyków żyło pokojowo i spokojnie w tej prowincji, nie będąc przedmiotem serbskich prześladowań.4 Miała natomiast miejsce klasyczna operacja przeciwko terrorystycznej rewolcie.

    Dowód na to pojawił się podczas samej wojny. Podczas trzech pierwszych miesięcy 1999 r. Albańczycy złożyli ogromną ilość podań o azyl polityczny w Republice Federalnej Niemiec. Są-dy, które przesłuchiwały tych Albańczyków referowały sprawy Mi-nisterstwu Spraw Zagranicznych, które systematycznie polecało sądom odrzucanie tych podań na podstawie tego, że ludzie ci nie cierpieli prześladowań. Na przykład 12 stycznia 1999 r. minister spraw zagranicznych wydał następującą opinię Sądowi Administra-cyjnemu w Trier: "Nie można stwierdzić jednoznacznie istnienia politycznych prześladowań populacji albańskiej, nawet w Kosowie (...) Akcje sił bezpieczeństwa nie są skierowane przeciwko Albań-czykom z Kosowa jako grupie etnicznej, ale przeciwko militarnym przeciwnikom i ich faktycznym lub domniemanym poplecznikom".5 Na podstawie raportu ministerstwa bawarski Sąd Adminstracyjny postanowił, że "nie można udowodnić prześladowań etnicznej gru-py albańskiej". Sąd stwierdził, że nie ma nawet wystarczających dowodów na to, że Albańczycy byli wyganiani z określonych pro-wincji. "Cała akcja jugosłowiańskiej armii i policji od lutego 1998 r. była skierowana przeciwko działaniom separatystów i nie ma znamion prześladowania całej etnicznej grupy Albańczyków czy to w Kosowie jako całości, czy w częściach tej prowincji (...) pań-stwowy program prześladowań skierowany przeciwko całej etnicz-nej grupie Albańczyków nie istniał i nie istnieje".6 Podobne wyroki zapadły w lutym i marcu 1999 w Münster, gdzie znowu podkreślony został ściśle antypowstańczy charakter tej akcji militarnej.7 Na tej podstawie podania o azyl polityczny zostały odrzucone.8

    Pomimo to na Jugosławię wywierano międzynarodowe naciski, aby położyć kres "represjom" albańskiej populacji w Kosowie. Do Belgradu wysłano, w październiku 1998 r., specjalnego amerykańskiego wysłannika, Richarda Holbrooka, a OBWE - Europejska Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy - skierowała tam "Misję Kontrolną". Misja ta była kierowana przez Williama Walkera, byłego amerykańskiego dyplomatę, który wyróżnił się organizując kampanię przeciwko reżimowi sandanistów w Nikaragui w latach osiemdziesiątych. Belgrad utrzymywał, że jest on szpiegiem CIA. 15 stycznia 1999 r. znaleziono wielką ilość martwych ciał we wiosce Račak i pan Walker ogłosił, że były to ciała Albańczyków mordowanych pospiesznie przez Serbów, chociaż było wiele powodów, aby w to wątpić. Międzynarodowa temperatura wzrastała gwałtownie, a Belgradowi grożono, że jeżeli nie wstrzyma represji, zostanie zaatakowany przez Zachód. Odpowiedzią Belgradu było usunięcie Walkera z kraju i misja OBWE została w ten sposób zakończona.

    W rezultacie wojujące strony zostały wezwane na międzynarodową konferencję w Rambouillet we Francji. Na tej konferencji postawiono Jugosławii ultimatum żądające: przyznania oddziałom NATO prawa do swobodnego poruszania się po całym terytorium Federalnej Republiki Jugosławii; wyłączenia oddziałów NATO spod całej prawnej procedury ścigania; umożliwienia personelowi NATO "razem z pojazdami, statkami, samolotami i sprzętem, wolnego i nieograniczonego przemierzania kraju, nieskrępowanego dostępu do całego terytorium FRJ, włączając przestrzeń lotniczą i wody terytorialne"; oraz pozwolenia NATO na odbudowywanie lub niszczenie infrastruktury, takiej jak mosty i drogi w całej Jugosławii.9 Tak szerokie żądania jakie poczyniło NATO względem Jugosławii wielu historyków porównywało do ultimatum postawionemu Serbom przez Austrię w 1914 r.: podobnie żądano, aby austriacka policja mogła włóczyć się bez przeszkód po całej Serbii z prawem aresztowania kogo tylko zechce. Oczywiście, drakońskie warunki narzucone Jugosławii w ultimatum z Rambouillet równały się żądaniu pełnej okupacji - Jugosławia odrzuciła je i natychmiast zaczęły się bombardowania. I podobnie jak to było z ultimatum z 1914 r., istniały spekulacje, że Rambouillet było z premedytacją tak sformułowane, aby akceptacja warunków była dla Serbów niemożliwa.

    George Kenney, były urzędnik gabinetowy Jugosłowiań-skiego Departamentu Stanu, twierdził, że istnieją dowody na to, że USA z premedytacją udaremniała pokojowe rozmowy w Rambouil-let, aby nacisnąć "spust" bombardowań Jugosławii przez NATO". Napisał on, że "pewna osoba, będąca niepodważalnym źródłem pra-sowym, regularnie podróżująca z sekretarzem stanu Madeleine Al-bright, powiedziała [piszącemu], że zaprzysięgając reporterów do głębokiej tajemnicy przy rozmowach w Rambouillet, wyższy urzęd-nik Departamentu Stanu przechwalał się, że Stany Zjednoczone 'z premedytacją ustawiły poprzeczkę wyżej, niż było to dla Serbów możliwe do zaakceptowania'. Serbowie potrzebowali, według tego urzędnika, trochę bombardowań, aby odzyskać rozsądek".10 Ponadto magazyn FAIR donosił, że Jim Jatras, doradca Republikanów w Se-nacie w zakresie spraw zagranicznych, stwierdził 18 maja w prze-mówieniu w Instytucie Cato w Waszyngtonie, że uzyskał informację "z poważnego źródła", iż "wyższy urzędnik rządowy powiedział mediom w Rambouillet (z zakazem ujawniania)" co następuje: "Z premedytacją ustawiliśmy poprzeczkę dla Serbów za wysoko. Oni potrzebują bombardowań i będą je mieli".11

    Innymi słowy NATO chciało wojny. Dlaczego?

    Budując Nowy Światowy Ład
    Razem wygraliśmy zimną wojnę.

    EWGENIJ PRIMAKOW, BYŁY ROSYJSKI PREMIER I SZEF KGB.12

    Wybuch nienawiści zbiegł się z 50. rocznicą utworzenia Sojuszu Atlantyckiego. Od końca zimnej wojny NATO wydawało się instytucją poszukują swojej roli. Koncepcja przyznania sobie roli międzynarodowego policjanta wydawała się nęcąca. Przede wszystkim ziarno takiej międzynarodowej doktryny zostało przed laty posiane w Stanach Zjednoczonych. Po upadku Układu Warszawskiego prezydent George Bush mówił o "nowym światowym ładzie", podczas gdy sekretarz stanu USA, Madeleine Albright, od chwili swego zaprzysiężenia w 1996 r. stawiała sprawę jasno, że podpisuje się pod standardowym poglądem Departamentu Stanu USA, zgodnie z którym świat dzieli się na kraje dobre i te "nieokrzesane". "Nieokrzesanymi państwami" były te, które odmawiały uznania wartości świata zachodniego i mogły oczekiwać z jego strony brutalnego (nieokrzesanego) traktowania.

    Gdy bombardowania się rozpoczęły, inni członkowie esta-blishmentu NATO prędko sformułowali zasady, w imię których ich zdaniem są one dokonywane. Javier Solana, sekretarz generalny NATO, powiedział, iż jest to część "nowej strategii" NATO. Wy-powiedzi Clintona i Blaira obfitowały w odniesienia do "nowego internacjonalizmu". Pewien niemiecki strateg powiedział, że Koso-wo jest "militarnym euro", "wzmacniającą, jednoczącą analogią osiągnięć wspólnej europejskiej waluty".13

    Brytyjski premier sformułował nawet nową teorię systemu międzynarodowego w kluczowym przemówieniu dotyczącym poli-tyki zagranicznej, wygłoszonym w Chicago 22 kwietnia. "Chciał-bym umieścić te wydarzenia (tzn. wojnę w Jugosławii) w szerszym kontekście", powiedział, "ponieważ Kosowo nie może być postrze-gane w izolacji". Parafrazując słynne powiedzenie Bismarka, że Bałkany nie są warte krwi jednego grenadiera Pomeranii - choć już sama militarna strategia NATO zrzucania bomb z dużej wysokości, nieosiągalnej przez jugosłowiańskie rakiety przeciwlotnicze, wy-starczająco potwierdzała, że sprzymierzeńcy mieli takie samo po-dejście do ofiar, jak Bismark - Blair niestrudzenie ciągnął swój ulubiony temat: "Jest to wojna sprawiedliwa, oparta nie na ambicjach terytorialnych, lecz na wartościach". Następnie powiedział, że globa-lizm "nie jest ściśle ekonomicznym zjawiskiem", lecz "również poli-tycznym i dotyczącym bezpieczeństwa".14 Jest to dla niego wojna sprawiedliwa jako część biegu historii, milowy krok na drodze postępu, którego jest głównym prorokiem. Zarzekał się, że "dwadzieścia lat temu nie walczylibyśmy w Kosowie. Zawrócilibyśmy stamtąd".

    Blair już przedtem, w rozmowie z Jimem Hoaglandem w Washington post w kwietniu, zestawił wojnę gospodarczą z nowoczesnością. Porównał ataki bombowe na Jugosławię z procesem, w którym "globalizacja otwiera dyskusję nad światową strukturą finansową, ponownie ją ocenia i udoskonala".15 Wojna, jak się wydaje, stała się kontynuacją ekonomicznej integracji za pomocą innych środków.

    W wywiadzie tym Blair postawił sprawę jasno, że propa-ganda wojenna jest najważniejsza: "Milošević będzie próbował ro-bić propagandę, wykorzystując cywilne ofiary," powiedział. "Musimy z tego wybrnąć, mówiąc, że jedyną przyczyną, że w ogóle są jakieś ofiary, jest sam Milošević, jedyną przyczyną, że jest jakiś konflikt, jest Milošević, że jedyną przyczyną, że są jakieś konwoje uchodźców, jest Milošević..." (wyróżnienia autora ). Jest to dokład-na ilustracja tego, jak robi się propagandę wojenną: po każdym ataku NATO na cele cywilne i gdy kiedykolwiek po wojnie Serbowie zostali zmasakrowani przez rozwścieczonych Albańczyków, w przeciągu 24 godzin pojawiały się w wiadomościach nowe historie o albańskich uchodźcach. Po wojnie pewien urzędnik NATO przyznał, że sprzymie-rzeńcy wyolbrzymili skargi na serbskie "pola śmierci" w celu odwróce-nia uwagi od cywilnych ofiar, jakie ta wojna za sobą pociągnęła.16

    Jednak Blair dalej tworzył ogólną teorię stosunków między-narodowych w świetle ataków NATO na Jugosławię. "Wszyscy je-steśmy teraz internacjonalistami," powiedział, "Nie możemy odmówić udziału w globalnym rynku, jeżeli chcemy prosperować. Nie możemy ignorować nowych politycznych idei w innych kra-jach, jeżeli chcemy wprowadzać zmiany. Nie możemy odwracać się od konfliktów i łamania praw człowieka wewnątrz innych państw, jeżeli chcemy być wciąż bezpieczni. Chociażby z powodu Milenium jesteśmy już w nowym świecie. Potrzebujemy nowych praw dla międzynarodowej współpracy i nowych sposobów organizowania naszych międzynarodowych instytucji".

    Ostatnia część tej skądinąd nielogicznej i częściowo nieprawdziwej deklaracji była szczerym przyznaniem, że odrzucane są stare prawa i istniejące instytucje prawa międzynarodowego. Było to, innymi słowy, przyznanie, iż wojna była nielegalna w świetle istniejącego prawa międzynarodowego. Nigdy zresztą nie było poważnych co do tego wątpliwości. Kompletna Karta Narodów Zjednoczonych i wszystkie związane z nią dokumenty i rezolucje są przeniknięte zakazami stosowania przemocy z wyjątkiem samoobrony, fakt, którego mętne twierdzenia Tony Blaira, że atak na Jugosławię był w jakiś sposób niezbędny dla "bezpieczeństwa" Zachodu, nie są w stanie ukryć.

    Aż do wojny jugosłowiańskiej system międzynarodowy był generalnie oparty na zasadzie suwerenności państw. Jak widzieli-śmy w rozdziale IV, suwerenność państwowa jest pojęciem stoso-wanym dla nadania państwu osobowości prawnej. Osobowość prawna państwa oznacza, że jego działania są spójne wewnętrznie i zewnętrznie z punktu widzenia prawa: jest to warunek wstępny ist-nienia prawnej struktury umożliwiającej obywatelom rozliczanie urzędników państwowych oraz umożliwiającej państwu wchodzenie w umowy z innymi państwami (traktaty).

    Suwerenność państwowa była po II Wojnie Światowej uwa-żana za przeciwieństwo faszystowskiej teorii stosunków międzyna-rodowych, opartej na pojęciu Großraum albo "wielkiej przestrzeni".17 Zgodnie z tą teorią system międzynarodowy był (al-bo powinien być) podzielony pomiędzy ośrodki władzy. Wewnątrz tego Großraum, niektóre państwa miały prawo dominować nad in-nymi albo wciągać je w swoją strefę wpływów. Nazistowski filozof prawa, Carl Schmitt, wyłożył tę teorię w opublikowanej w 1941 r. książce Völkerrechtliche Großraumordnung mit Interventionsverbot f?r raumfremde Mächte. Jak sugeruje tytuł, teoria nierównej suwe-renności państw przypisuje silnemu państwu prawo do prowadzenia wojen z państwami wewnątrz swojej strefy, odmawiając naturalnie państwom z innych Großr?ume prawa do prowadzenia wojny prze-ciwko temu hegemonowi. Każda wielka potęga musi uporać się ze swymi problemami na swym własnym podwórku. Schmitt uważał, że suwerenność nie liczy się w nowoczesnym, współzależnym tech-nologicznie świecie i że tak jak suwerenność, "liberalne pojęcie wolności w zachodniej demokracji jest obecnie historycznym ana-chronizmem".18

    W kategoriach prawnych porządek powojenny zabraniał ius ad bellum - prawa prowadzenia wojny. Dokładnie tego, co dopuszczała teoria faszystowska. Wielokrotnie odmawiano prawa do prowadzenia wojny w oparciu o tę podstawową zasadę międzynarodowego porządku, zawartą we wszystkich międzynarodowych dokumentach. Wszelkie wojny agresywne są zabronione, a zasada przyjaznej koegzystencji pomiędzy państwami uwypuklona jest jako siła napędowa nowego międzynarodowego porządku. Faktycznie w powojennym międzynarodowym prawie nielegalne jest nie tylko użycie siły; nawet groźba jej użycia jest nielegalna (zgodnie z Artykułem 2 § 4 Karty NZ). Każdy traktat zawarty za pomocą użycia siły albo groźby jej użycia jest nieważny, zgodnie z artykułem 52 Konwencji Wiedeńskiej z 1969 r. Tak radykalny jest faktycznie zakaz wojny, że Międzynarodowy Pakt Obywatelskich i Politycznych Praw z 1966 r., który skądinąd gwarantuje wolność wypowiedzi, jednoznacznie zabrania wojennej propagandy. Pełno jej jednak było w konflikcie jugosłowiańskim.

    Być może nawet ważniejsze jest, iż wojna również naruszy-ła wiele narodowych konstytucji, szczególnie niemiecką i Stanów Zjednoczonych. Artykuł 87a § 2 niemieckiej konstytucji stwierdza jednoznacznie: "Z wyjątkiem obrony, siły zbrojne mogą być użyte tylko w takim przypadku, na który pozwala ta konstytucja". Artykuł 26 jednoznacznie zabrania wojny agresywnej, a jej autorów stawia nawet przed niemieckim prawem karnym. Traktat "2 + 4", podpisany 12 września 1990 r. pomiędzy dwoma państwami niemieckimi, Związ-kiem Sowieckim, Wielką Brytanią, Francją oraz Stanami Zjednoczo-nymi, stwierdza, że "Rządy Republiki Federalnej Niemiec i Niemieckiej Republiki Demokratycznej deklarują, że zjednoczone Niemcy nigdy nie użyją swej broni, z wyjątkiem przypadków gdy użycie broni jest zgodne z ich konstytucją i zasadami Narodów Zjednoczonych". Innymi słowy, wojna w Jugosławii całkowicie zniszczyła polityczne i filozoficzne podstawy powojennych Nie-miec. Stało się to również udziałem Austrii, gdy po wojnie wysłała swoje oddziały do Kosowa pod dowództwem niemieckim. Po raz pierwszy od 1945 r. austriackie oddziały znalazły się pod dowództwem niemieckim, jako że austriacka konstytucja szczególnie zobowiązuje państwo do ścisłej neutralności.

    Podobnie prawo amerykańskie wymaga głosowania Kongresu w przeciągu 60 dni od rozpoczęcia działań wojennych. Wojna trwała 72 dni, ale żadnego głosowania nie przeprowadzono. Chociaż jest to wyrażone w stosunkowo świeżym akcie prawnym, ten warunek dotyka sedna podstawowych zasad republiki amerykańskiej: twórcy tych zasad umyślnie i świadomie oddzielili prawo prezydenta do prowadzenia wojny, od prawa Kongresu do jej wypowiedzenia. Z konstytucji włoskiej również zrobiono kpiny, ponieważ stanowi ona, że "Włochy wyrzekają się wojny". Konstytucje francuska i brytyjska również zostały zlekceważone, ponieważ wymagały one konsultacji parlamentarnych. Wojna ta nie tylko naruszyła narodową suwerenność zewnętrznie - gwałcąc międzynarodowe prawo oparte na suwerenności narodowej i na zasadzie nieagresji - ale również wewnętrznie kompromitując konstytucje narodowe.

    Innymi słowy, celem interwencji NATO - albo przynajm-niej jej niekwestionowaną konsekwencją - było odrzucenie istnieją-cego powojennego międzynarodowego systemu i zastąpienie go przez system globalistyczny. Odtąd system międzynarodowy ma nie być postrzegany jako zbiór wolnych politycznych jednostek, państw narodowych układających się ze sobą poprzez traktaty i międzyna-rodowe porozumienia. Ma on być zamiast tego postrzegany jako generalnie jedno państwo, którego Wielkie Siły narzucają całemu światu "prawa człowieka".

    Przygotowania do tej ideologicznej zmiany trwały już od pewnego czasu. John B. Roberts II, pisujący w American Spectator, twierdzi, że Madleine Albright, Richard Holbrooke i ktoś z otoczenia Bila Clintona byli "głównymi orędownikami stosowania nowego i radykalnego militarnego interwencjonizmu na całym świecie". "We wczesnych latach dziewięćdziesiątych," kontynuuje, "kiedy Clinton był wciąż gubernatorem Arkansas, utworzyli oni wąską elitę zajmującą się dziedziną spraw zagranicznych, skupiającą się wokół Fundacji Carnegie działającej na rzecz pokoju międzynarodowego, celem zmiany polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych po zimnej wojnie. Podpisane przez całą trójkę opinie rekomendują drastyczną eskalację użycia sił zbrojnych do regulowania wewnętrznych konfliktów w innych państwach. Jak na ironię, instytucja przeznaczona do obrony "międzynarodowego pokoju" przygotowała warunki interwencyjnej polityki Clintona w Somalii, Haiti, Bośni i w Kosowie, zapoczątkowując najszersze rozlokowanie oddziałów USA od II Wojny Światowej".19

    Fundacja Camegie wydała w 1992 r. sprawozdanie zatytu-łowane "Zmiana naszych dróg: Rola Ameryki w nowym świecie". Dwóch prominentnych członków fundacji, Richard Perle oraz Ja-mes Schlesinger, opuściło ją w proteście przeciwko konkluzji stwierdzającej, że według "nowej zasady stosunków międzynaro-dowych," "zniszczenie lub przenoszenie grup ludzkich może uspra-wiedliwiać interwencję międzynarodową". Twierdzono, że NATO powinno przeorientować porozumienie z Organizacją Bezpieczeń-stwa i Współpracy Europejskiej - OBWE (OSCE), aby podołać nowym problemom bezpieczeństwa w Europie i domagano się mili-tarnej interwencji pod płaszczykiem powodów humanitarnych.20

    Nie ulega wątpliwości, że to właśnie stało się natychmiast nową strategiczną koncepcją leżącą u podstaw NATO. Po tej wojnie Henry Kissinger napisał: "Wszyscy liderzy sojuszu podkreślają, że odtąd wzór humanitarnej interwencji, jaką przedstawiono w Koso-wie, ma być regułą, nie wyjątkiem".21 Podkreślił również nową na-turę poczynań NATO. "Sojusz obalił historyczne zdefiniowanie samego siebie jako sojuszu ściśle obronnego i domaga się prawa okupowania prowincji państw, z którymi nie jest w stanie wojny. I wzmocnił to bezprecedensowe ultimatum, łącząc je z żądaniem prawa do swobodnego przemieszczania się oddziałów NATO po całej Jugosławii. To nagłe porzucenie pojęcia narodowej suwerenności oznacza nadejście nowego stylu polityki zagranicznej uprawianej przez krajowych polityków przy stosowaniu uniwersalistycznych moralnych sloganów". Teorie te zostały rozwinięte nieco później w innej książce, zatytułownej: "Self-Determination in the New World Order".22 (Samo-stanowienie w nowym porządku światowym). Według tej książki, która stała się trzecim bestsellerem z listy książek fundacji Carnegie, właści-wym rozwiązaniem problemów w punktach zapalnych świata jest in-terwencja militarna. Dwa lata później Ministerstwo Spraw Zagranicznych opublikowało napisane przez Richarda Hassa - "Inte-rvention: the Use of American Military Force in the Post Cold War World" (Intertwencja: zastosowanie amerykańskich sił zbrojnych w świecie po zimnej wojnie).

    Inne podstawy nowego porządku światowego to uprawnie-nia, jakie dano całej plejadzie międzynarodowych organizacji zaj-mujących się promowaniem "praw człowieka" w przechodzących proces transformacji krajach Europy Wschodniej i byłego Związku Sowieckiego. Najważniejszą z tych organizacji jest OBWE. Utwo-rzona została na szczycie w Helsinkach w 1975 r., jako KBWE (CSCE Conference on Security and Cooperation in Europe - Konfe-rencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie) i głównym jej za-daniem było zapewnienie pokoju i bezpieczeństwa "od Vancouver do Władywostoku". Innymi słowy, celem było połączenie sił Za-chodu (tzn. NATO) i Rosji (razem z jej państwami satelickimi) i utworzenie czegoś, co można by nazwać eurazjatycko-atlantyckim systemem kolektywnego bezpieczeństwa.

    Jednakże OBWE nie ma wiele wspólnego z "bezpieczeń-stwem" w tradycyjnym znaczeniu. Reprezentuje ono raczej ponad-narodowy rząd w fazie embrionalnej. Sama organizacja wyrosła z czasów "détente" (odprężenia) Cartera i Breżniewa, które zaowo-cowały "szczytem" w Helsinkach w 1975 r. Stworzył on KBWE, zamierające ciało, które reaktywowano w 1990 r., po nagłym upad-ku reżimów komunistycznych we Wschodniej Europie. Na spotka-niu przywódców i rządów w Paryżu w listopadzie 1990 r. podpisano "Kartę dla Nowej Europy", zgodnie z którą jej sygnatariusze mieli stworzyć Nową Europę "od Vancouver do Władywostoku". Tak więc KBWE, zgodnie z propozycją Gorbaczowa, stała się instytucją i na propozycję niemiecko-unijną w 1994 r. została przemianowana na OBWE (OSCE - Organisation for Security and Co-operation in Europe). Odzwierciedlało to "intencje Rosji, aby podkreślić, że OBWE jest organizacją regionalną"23, otrzymaną przez zobowiąza-nie KBWE do stworzenia "koncepcji bezpieczeństwa dla XXI wie-ku". Było to podobne do deklaracji Szewardnadze z 1992 r., że: "Perestrojka w istotny sposób ukierunkowała ruch ku zjednoczonej Europie"24, albo deklaracji jego następcy, Andrieja Kozyriewa, że: "KBWE stała się niezastąpionym instrumentem konstrukcji nowej Europy"25 i częścią procesu paneuropejskiego".26

    Tak jak i w wypadku innych organizacji dotyczących "praw człowieka", "bezpieczeństwo" w pojęciu OBWE nie miało wiele wspólnego z bezpieczeństwem w zwykłym tego słowa znaczeniu. Nie oznacza ono na przykład obrony. Ciała takie wydają się sądzić, że bezpieczeństwo można osiągnąć tylko wtedy, gdy cała gama potencjalnych politycznych antagonizmów, nie tylko pomiędzy państwami, ale szczególnie wewnątrz nich, zostanie spacyfikowana. OBWE, podobnie jak Rada Europy i inne ciała, zawierają zatem przepisy dotyczące praw człowieka, które pokrywają pełne spektrum politycznych procesów. Zawierają one zobowiązania do przestrzegania praw kobiet, praw pracowniczych i praw mniejszości narodowych. Krótko mówiąc dokumenty te są statutem ponadnarodowego rządu. Jak stwierdził jeden ze specjalistów prawa konstytucyjnego, OBWE jest rodzajem nadrzędnego "porządku konstytucyjnego Europy, do którego wszystkie narodowe i polityczne instytucje muszą się dostosować".27 I jak dla wszystkich takich ponadnarodowych ciał, od Unii Europejskiej do OBWE i Rady Europy, brakuje wciąż odpowiedzi na pytanie: Qui custodiet ipsos custodes?28 (Kto będzie pilnował samego stróża?)

    Mniemanie, iż cały świat jest siedliskiem nie honorowanych "praw" i potencjalnym źródłem niepokojów opanowało wyobraźnię zachodu w latach dziewięćdziesiątych. Pierwotnie zostało wylansowane w Moskwie: Michaił Gorbaczow w 1990 r. wzywał do utworzenia "Europejskiego Centrum Zapobiegania Konfliktom" - chociaż w tamtym czasie żaden konflikt nie wybuchał. Obawa, że rozluźnienie żelaznego uścisku komunizmu wywoła niestabilność, spowodowała przyłączenie się Zachodu do procesu tworzenia ponadnarodowych instytucji, których zawsze pożądał komunizm. Wielu zachodnich komentatorów przyłączyło się do propagowania głównego argumentu tej pierwotnie gorbaczowowskiej tezy, że nacjonalizm powoduje wojny: Robert Kaplan (którego książka Balkan Ghosts propagowała znany argument o "starych etnicznych nienawiściach" na tym półwyspie); Misza Glenny (którego The rebirth of history przedstawiało ten sam pogląd) i przede wszystkim Patryk Moynihan, który napisał Pandemonium: Ethnicity in International Politics. Gerald Ford, były prezydent USA, mówił o "upartym etnicznym konflikcie, który jest starszy ode mnie" (na Bałkanach)29; Richard Holbrooke, specjalny wysłannik USA na Bałkany, powiedział, że państwa bałkańskie powinny się uwolnić od "nierozwiązanego dziedzictwa swej tragicznej przeszłości, pełnej przemocy i złości"30 Jaque Poos, były minister Luksemburga, powiedział w 1992 r., że pojęcie narodowego samostanowienia jest "niebezpieczne jako podstawa międzynarodowego porządku".31 A francuski minister spraw zagranicznych dodał: "Nie można pozwolić, aby prawo narodów do samostanowienia stało się przyczyną destabilizacji. Francja nie będzie popierać niczego, co mogłoby grozić taką destabilizacją".32 Najbardziej przejrzystą i (przerażającą) wypowiedzią ilustrującą to przekonanie było oświadczenie brytyjskiego premiera Johna Majora, który 23 czerwca 1993 r. powiedział w Izbie Gmin, że wojna w Bośni została spowodowana "upadkiem Związku Sowieckiego i dyscypliny, w jakiej utrzymywał on prastare waśnie dawnej Jugosławii". Pominąwszy fakt, iż jakakolwiek "dyscyplina" narzucona Jugosławii przez Związek Sowiecki znikła w 1948 r., uwaga ta ukazuje przekonanie międzynarodowych elit, że narody powinny być dławione przez ponadnarodowe przymusowe struktury (nawet komunistyczne), aby zapobiec destabilizacji.

    Aby zachęcić do takiego antynacjonalizmu, międzynarodo-we ciała poświęcały wiele siły na promowanie idealnego, oderwa-nego od korzeni kosmopolityzmu, jako jedynej podstawy "kulturowej spójności" na całym świecie. Rada Europy na przykład wszczęła kampanię Europejskiej Młodzieży Przeciwko Rasizmowi, Ksenofobii, Antysemityzmowi i Nietolerancji, w której wykorzy-stano takie imprezy, jak "pociąg tolerancji", który wędrował po kontynencie promując slogan "Wszystko równe, wszystko rozma-ite". Na Węgrzech wyprodukowano video, pokazywane na stacjach metra, pokazujące murzyna, rodowitego Amerykanina, homoseksu-alistę, yuppie, prostytutkę i węgierskiego rolnika, wszystkich podró-żujących razem w jednym przedziale w pełnej harmonii. Unia Europejska również wystąpiła z mgliście sformułowanymi aktami prawnymi przeciwko "rasizmowi i ksenofobii", a kulturowy klimat na Zachodzie w zdecydowanej większości sprzyjał uniwersalistycz-nej młodzieżowej podkulturze coca-coli i przeraźliwie kolorowych kurtek jako antidotum na "nacjonalistyczne nienawiści przeszłości".

    Kluczowym elementem tych ideologicznych zmagań był problem narodowych mniejszości wewnątrz państw. Dokument wydany przez fundację Carnegie odnosił się do tego tematu formułując również podstawy dla wielu dalszych dokumentów, wydanych w latach dziewięćdziesiątych przez różne międzynarodowe organizacje, szczególnie OBWE. Jej sekretarz generalny oświadczył, że: "Większość istniejących lub potencjalnych konfliktów w OBWE posiada zdecydowanie etniczne korzenie",33 głosząc jednocześnie, że jedyną drogą uniknięcia takich konfliktów jest "zarządzanie" nimi. Tak więc OBWE poświęcało specjalną uwagę tej kwestii, która szybko stała się kluczowym instrumentem jego ataku na legalność samego państwa. I to nie tylko z tego powodu, iż każde państwo posiada jakieś "mniejszości". Również dlatego, że sama doktryna mniejszości, narodowej, religijnej czy jakiejkolwiek innej, jest z definicji antytezą tradycyjnego pojęcia obywatelstwa, a przez to i państwowości. Jednostka ma wiele cech - płeć, wyznanie religijne, język itd., podczas gdy rozwinięte państwo narodowe posiada swą polityczną tożsamość, która góruje nad tymi odrębnościami, jedno-cząc ludzi różnego pochodzenia we wspólnym uznaniu prawa pań-stwa, w którym żyją, do rządzenia nimi i osądzania sporów pomiędzy nimi. Tak więc jakąkolwiek by tego nie rozpatrywać, sa-mo pojęcie mniejszości i jej przypisywanych praw jest antytezą po-jęcia idealnego obywatelstwa, ponieważ zakłada, że członkowie mniejszości muszą być wyodrębnieni jako pewna niepolityczna grupa, obdarzona prawami przekraczającymi prawa, które powinny być zagwarantowane zwykłym obywatelom. Doktryna mniejszości nie pozwala traktować członków takich grup na równych prawach z innymi jednostkami, połączonymi lojalnością względem polityczne-go ciała. Polityki mniejszościowe rozbijają zatem samo pojęcie libe-ralnego państwa.

    Z tego powodu są one klasycznym instrumentem polityki "dziel i rządź", praktykowanej przez państwa silne względem słabych. Jeśli można osłabić państwo od wewnątrz, rozbijając jego zdolność funkcjonowania jako spójnej politycznej jednostki, łatwiej jest wywierać nań naciski z zewnątrz. Polityka mniejszości była początkowo z powodzeniem wykorzystywana przez Rosję, żądną ustanowienia możliwie największej kontroli nad strategicznymi rejonami byłego Związku Sowieckiego. Natychmiast po zlikwidowaniu Związku Sowieckiego (co było raczej wewnętrznym instytucjonalnym podstępem mającym na celu pozbycie się Gorbaczowa niż faktyczną dezintegracją) Moskwa używała polityki mniejszości do utrzymania i ponownego zapewniania sobie kontroli nad strategicznymi częściami dawnego sowieckiego imperium. Najbardziej przejrzystym przykładem tego był region Naddniestrzański Republiki Mołdawskiej (albo Besarabii, jak brzmi jego historyczna nazwa). Związek Sowiecki nie tylko kontrolował te prowincję pomiędzy Prutem a Dniestrem, region w większości zaludniony przez Rumunów, stworzył on również za Stalina maleńkie terytorium na lewym brzegu Dniestru, które nazwał "Sowiecką Republiką Mołdawii". Kiedy Armia Czerwona wkroczyła do właściwej Besarabii i następnie do Rumunii w 1944 r., ustanowiła Sowiecką Republikę Mołdawii na całym terytorium Besarabii, razem z maleńka enklawą na lewym brzegu, wokół miasta Tiraspol. Kiedy Mołdawia razem z innymi sowieckimi republikami ogłosiła w 1991 r. niepodległość, Rosjanie w Tiraspolu ogłosili z kolei swą niepodległość od Mołdawii. Wybuchły walki i na ich teren w celu "ochrony" Rosjan wysłano rosyjską XIV Armię - chociaż oznaczało to interwencję na terytorium dwóch niezależnych i rzekomo niepodległych państw, Ukrainy i Mołdawii.

    Faktem jest oczywiście, że Rosja broniła swoich strategicz-nych interesów. Dowódca XIV Armii, generał Aleksander Lebiedź, nazwał Tiraspol "bramą na Bałkany" i jest on faktycznie punktem węzłowym dostaw energetycznych dla Mołdawii. W tym, jak i w wielu innych przypadkach dla panowania nad swym imperium Ro-sja z powodzeniem stosowała kombinację siły militarnej z kontrolą dostaw energetycznych: sprawa tiraspolska nie miała nic wspólnego z "nacjonalizmem" ani "prawami mniejszości" (gęstość rozmiesz-czenia Rosjan na terytorium Tiraspolu była znacznie mniejsza niż w innych częściach Mołdawii). Chodziło tylko o sztuczną manipulację mniejszościami w celach strategicznych. Interwencja w rejonie transdniestrzańskim z powodzeniem utarła nosa Mołdawianom i w rezultacie wszelkie rojenia o ponownym połączeniu z Rumunią zostały zręcznie unicestwione. Gdy tylko zainstalowano w Mołdawii przyjazny Rosji rząd, problem transdniestrzański jakoś dziwnie ucichł.

    Podobne konflikty strategiczne były również przedstawiane jako konflikty etniczne. Gdy pomiędzy Rosją a Kijowem powstał konflikt o kontrolę nad stacjonującą w Sewastopolu na Krymie flotą czarnomorską, w prowincji tej w dogodny sposób pojawił się nagle rosyjski ruch niepodległościowy, aktywny do czasu, gdy w Kijowie wybrany został promoskiewski rząd. Jednak najbardziej spektaku-larne i krwawe posługiwanie się narodowymi mniejszościami ma miejsce na Kaukazie. Rosja z powodzeniem przez całe lata stosuje politykę "dziel i rządź" względem kaukaskich republik, jak zwykle manipulując tak zwanymi etnicznymi mniejszościami. Czy to jest armeński atak na Azerbejdżan o sporne terytorium Górnego Kara-bahu; powstania w "Osetii", wzdłuż gruzińskiej militarnej autostra-dy, która przecina góry, łącząc Rosję z regionami bogatymi w ropę naftową; albo różni abchascy czy adżariańscy separatyści z Gruzji, zawsze jakoś dziwnie usytuowani wokół ważnych strategicznie por-tów - rosyjska polityka w Kaukazie oferuje mnóstwo podręcznikowych przykładów używania w strategicznych celach nieprawdziwych mniej-szości i ich zmyślonych żądań dotyczących domniemanych praw.

    Zachód udaje, że tego nie widzi. Będąc zakładnikiem ideologii globalizmu, uznał on, że najlepszym sposobem kontrolowania Rosji jest coraz to silniejsze jej "integrowanie" z zachodnimi politycznymi instytucjami. "Nowa koncepcja bezpieczeństwa" umocniła się, gdy Rosja i NATO podpisały 27 maja 1997 r. swój "Akt Założycielski Wzajemnej Współpracy i Bezpieczeństwa". Ten dokument, legalizujący rosyjskie "pokojowe" operacje na świecie, powoływał "Połączoną Komisję" dla ustalania stosunków między NATO i Rosją. Chociaż Akt zawierał klauzulę mówiącą, że nie ma prawa naruszania suwerenności albo wpływania na politykę NATO, Rosji czy jakiegokolwiek kraju członkowskiego, reszta dokumentu odzwierciedlała prawdziwe dążenie do szerokiej współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa pomiędzy Wschodem a Zachodem. Lista obszarów potencjalnej politycznej współpracy pod egidą Połączonej Komisji zajmuje całą stronę: jasne jest, że w rzeczywistości mają one pokryć pełną gamę zagadnień dotyczących bezpieczeństwa i polityki. Lista tematów zawiera "wspólne problemy dotyczące bezpieczeństwa i stabilizacji w rejonie euroatlantyckim"; "zapobieganie konfliktom"; "operacje pokojowe"; "zabezpieczenie regionalnego ruchu powietrznego"; "uzgodnienia dotyczące broni nuklearnej"; "projekty współpracy w dziedzinach gospodarki obronnej, środowiska i nauki"; oraz "zwalczanie terroryzmu i handlu narkotykami". Chociaż wydawać by się mogło, że wojna w Jugosławii pokrzyżowała nieco plany wzajemnej współpracy NATO i Rosji, w rzeczywistości była ona wynikiem ponadnarodowego sposobu myślenia, inspirującego tego typu porozumienia.

    Innym przykładem było dopuszczenie Rosji do Rady Euro-py w lutym 1996 r. Niemcy potwierdzili swoją wolę przyłączenia Rosji do tej struktury już w 1995 r. Odzwierciedlało to głębokie przekonanie Niemiec, że "integracja" jest panaceum uniwersalnym. Stanowisko Niemiec zostało szybko przyjęte przez inne zachodnie państwa i podjęto decyzję o przyłączeniu Rosji, chociaż powszech-nie przyznawano, że nie spełnia ona wielu kryteriów dotyczących "praw człowieka". Usprawiedliwiano to twierdzeniem, że dzięki członkostwu Rosji Zachód będzie miał większy wpływ na jej we-wnętrzne sprawy, chociaż z jakiś przyczyn nie zastosowano tych samych kryteriów do Chorwacji, której podanie o członkostwo zo-stało odrzucone w 1996 r., mimo iż zarzuty wobec tego kraju były w tym samym czasie znacznie mniejsze niż wobec Rosji.

    Innymi słowy, zachodni adwokaci rosyjskiego członkostwa popełnili ten sam błąd w stosunku do Jelcyna, jaki popełnili przed-tem w stosunku do Gorbaczowa - i w gruncie rzeczy taki, jaki po-pełniały kolejne rządy zachodnie wobec kolejnych rządów sowieckich aż od czasów Lenina. Wbrew całej gadaninie o wywie-raniu presji na zmiany w Związku Sowieckim czy Rosji zachodnia polityka względem tego kraju sprowadzała się do poparcia tego, kto aktualnie był przy władzy. (Nagła zmiana Borysa Jelcyna na Wła-dimira Putina w sylwestra 1999 r. potwierdzała ten trend: w ciągu kilku godzin zachodnie źródła prasowe zaczęły z zapałem pleść o "liberalnych listach uwierzytelniających" tego wieloletniego oficera KGB.34 Trudno sobie wyobrazić większy triumf propagandy rosyj-skiej niż przedstawienie jako liberała i reformatora człowieka, który wygłasza przemówienia zachwalające sowiecką tajną policję od Cze-Ka przez NKWD do KGB i zaakceptowanie go w tej roli przez Zachód.)

    Jest warte przypomnienia, że Rosja w 1996 r. właśnie za-kończyła krwawą wojnę w Czeczenii, która pociągnęła za sobą bombardowania lotnicze i śmierć dziesiątków tysięcy cywilów. Wewnątrz kraju nie poczyniła kroków zwykle wymaganych dla członkostwa w Radzie Europy, takich jak zniesienie kary śmierci. Na zewnątrz prowadziła haniebną, nie rozstrzygniętą wojnę prze-ciwko czeczeńskim separatystom. Rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, którego oddziały przeprowadzały większość mordów w Czeczenii, na pytanie, czy członkostwo w radzie Europy przyspieszy proces reform w Rosji, odwarknął "dajcie nam subsy-dia. Wtedy możemy myśleć o pewnych reformach".35

    Pomimo tego Zachód kontynuował popieranie przyłączania Rosji do jak największej ilości międzynarodowych ciał. Grupa państw uprzemysłowionych "G 7" stała się grupą "G 8" po włącze-niu Rosji, chociaż jej przemysłowe i gospodarcze znaczenie jest mi-nimalne. Rosja została przyjęta do Klubu Paryskiego kredytodawców (chociaż sama jednocześnie zaciągała ogromne po-życzki od Zachodu). W międzyczasie w 1997 r. "Akt Założycielski" stowarzyszył Rosję i NATO. Te różne projekty integracyjne odzwier-ciedlały nowy światowy konsensus, że kraje powinny być kontrolowane z góry. Mit o destabilizacyjnej sile nacjonalizmu stał się jednym z głównych dogmatów Zachodu, służących do opanowania całego świata, tak jak był on główną siła napędową integracji europejskiej.

    Globalizm: stary komunistyczny sen

    Podczas naszego ostatniego lunchu, w obecności wszystkich członków Rady Partnerstwa [dla Pokoju], ktoś żartobliwie powiedział: "Rozejrzyjcie się po tej sali, mamy tu wielu członków ostatniego Biura Politycznego Związku Sowiec-kiego". Inni odpowiedzieli: "My nie byliśmy w Biurze Poli-tycznym, ale bardzo tego żałujemy!". I śmiali się. Ich reakcja jest bardzo ważna, jest świadectwem zapierającej dech eksplozji wolności...
    BILL CLINTON.36

    W latach dziewięćdziesiątych Zachód przyjmował zatem stopniowo politykę i ideologiczne podejście, które początkowo zakwitło w komunizmie. Przecież od Lenina poczynając najpoważniejsi komu-niści zawsze popierali likwidację narodowości oraz instytucję rządu światowego. Lenin pisywał wielokrotnie o kwestii narodowości i o stosunku do ruchów narodowowyzwoleńczych, jaki powinni mieć komuniści Chociaż doceniał znaczenie ruchów narodowych jako czynników destabilizujących kraje imperialistyczne, które uważał za reakcyjne, generalnie zgadzał się z Marksem i z socjalistyczno-anarchistyczną szkołą Prodhuona, że "klasa robotnicza byłaby ostat-nią, która powinna z kwestii narodowej czynić fetysz".37 (Tak, jak współcześni proeuropejczycy, anarchistyczne koła Prodhuona w Paryżu uważały narodowość i nacjonalizm za staroświeckie przesądy.)

    W swoim eseju "Na temat hasła Stany Zjednoczone Euro-py" Lenin wyjaśnił, że uważa projekt europejski za antysocjali-styczny. "Stany Zjednoczone Świata", pisał, "a nie samej Europy, są państwową formą zjednoczenia i wolności narodów, którą my łą-czymy z socjalizmem - do czasu gdy pełne zwycięstwo komunizmu spowoduje całkowite zniknięcie państw, włączając państwa demo-kratyczne".38 Kluczowa jest końcowa część tego cytatu. Doktryna likwidacji państwa była zawsze centralnym punktem marksistow-skiego programu. Jak wyjaśniali Marks i Lenin, demokracja jest użyteczna jako narzędzie w walce przeciwko kapitalizmowi, ale powinna zostać odrzucona, gdy spełni swą funkcję. Lenin uważał, że sama demokracja, podobnie jak państwo, to po prostu "zorgani-zowane, systematyczne używanie przemocy przeciwko ludziom". Ale celem ostatecznym dla "każdej formy państwa" był zawsze uwiąd.39 Lenin napisał: "Tylko w społeczeństwie komunistycznym, gdy opór kapitalistów będzie całkowicie rozbity, gdy znikną kapita-liści, gdy nie będzie już klas (...) tylko wtedy (...) przestanie istnieć państwo i można będzie mówić o wolności. Tylko wtedy stanie się możliwa naprawdę pełna demokracja, demokracja bez jakichkolwiek ograniczeń. I tylko wtedy demokracja zacznie więdnąć...".40 Lenin ro-zumiał bardzo dobrze, że państwowość i demokracja są antytezą komu-nizmu i że komunizm je wyruguje.

    W sowieckiej historii idee te pojawiały się wielokrotnie. Często przybierały formę propozycji dotyczących organizacji struktur wspólnego bezpieczeństwa z Zachodem, które ostatecznie zaakceptowano w 1997 r. Faktycznie, ponadnarodowość była for-malnie wbudowana w ideologię Układu Warszawskiego i uważano ją za jeden z owoców komunizmu: XIX Zjazd Komunistycznej Par-tii Związku Sowieckiego ogłosił w październiku 1952 r., że "Relacje ZSRR z tymi państwami [tzn. satelickimi państwami Układu Warszawskiego] są przykładem całkowicie nowych związków pomiędzy państwami, nie spotykanych dotąd w historii". Jest to prawie dosłownie typ deklaracji tworzonych dla Unii europejskiej i dla integracji globalistycznej.

    Jeżeli takie idee mogły funkcjonować we wschodniej Euro-pie, to dlaczego nie na całym kontynencie? Pierwsza rosyjska pro-pozycja w sprawie konferencji lub traktatu dotyczącego bezpieczeństwa europejskiego wyszła od sowieckiego ministra spraw zagranicznych, Wiaczesława Mołotowa, w 1954 r., wkrótce po śmierci Stalina. Niedoszły sukcesor Stalina, Laurenty Beria, któ-ry przegrał z Nikitą Chruszczowem swą batalię o przejecie Partii Komunistycznej, proponował osiągnięcie porozumienia z Zachodem na bazie zjednoczenia Niemiec, za które chciał otrzymać 10 miliar-dów dolarów.41 W 1966 r. deklaracja Układu Warszawskiego wzy-wała do likwidacji zarówno NATO, jak i Układu Warszawskiego i zastąpienie ich systemem wspólnego bezpieczeństwa. W maju 1968 r., podczas wizyty generała de Geaulle'a w Bukareszcie, rumuński dyktator Nikolae Ceauşescu wykorzystał swą niezasłużoną reputa-cję dysydenta obozu sowieckiego - niezasłużoną, ponieważ to właśnie Leonid Breżniew skłonił go do tego posunięcia - aby zaproponować francuskiemu prezydentowi utworzenie paneuropejskiej struktury obro-ny. Gdy prezydent Nixon składał wizytę w Rumunii w 1969 r., przed-stawiono mu ten sam pomysł.

    Inicjatywy te zaowocowały w Helsinkach w 1975 r., podczas pierwszej Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Był to triumf moskiewskiej dyplomacji. Skłonienie Zachodu do podpisania zgody, co było celem Związku Sowieckiego, oznaczało uznanie przez Zachód sowieckiej dominacji we Wschodniej Europie. Zachód zareagował na to żądanie wymogiem respektowania praw człowieka: w rezultacie hegemonia oczywiście została uznana, a prawa człowieka cicho zapomniane. Międzynarodowy nacisk na Związek Sowiecki usunęła polityka odprężenia: pozwoliło to Rosjanom na przezbrojenie swej armii i osiągnięcie w końcu lat siedemdziesiątych militarnej przewagi na Zachodem. Kulminacją tego procesu była inwazja w Afganistanie w 1970 r., gdy odprężenie się rozpadło, pokazując swą sromotną klęskę.

    Związek Sowiecki w helsińskim systemie wspólnej polityki cenił sobie uzyskanie instytucjonalnego prawa głosu w sprawach europejskich w ramach struktury, w której rola USA stopniowo zmniejszała się dzięki włączeniu państw europejskich. Doktryna międzynarodowego rządu była zawsze obecna w komunistycznych planach, z istotnym wyjątkiem okresu stalinowskiego. Dokument helsiński, również w oczach Związku Sowieckiego, reprezentował krok w kierunku uznania jego roli jako głównego supermocarstwa w Europie. Nie ulega wątpliwości, że z tej przyczyny Sowieci nie byli nastawieni wrogo do innych prób integracji europejskiej: w póź-nych latach pięćdziesiątych i wczesnych sześćdziesiątych głosy, które widziały w powstającej EWG (EEC) konsolidację bloku anty-sowieckiego, spotykały sprzeciw tych, którzy uważali, że może ona ewoluować w kierunku antyamerykańskim.

    Zainteresowanie Sowietów tematami europejskimi ponow-nie rozkwitło w 1981 r., gdy Leonid Breżniew złożył oficjalną wizy-tę w Niemczech. "Cokolwiek by nas dzieliło, mieszkamy we wspólnym europejskim domu", powiedział gospodarzom.42 Zdanie to stało się za czasów Gorbaczowa głównym sloganem, skwapliwie wykorzystywanym przez progorbaczowskie i proeuropejskie siły. Zapominano wówczas zwykle, że po raz pierwszy zdanie to wypo-wiedział człowiek, którego Gorbaczow ostro krytykował za przewo-dzenie "erze stagnacji". Ale, jak zauważył pewien proeuropejski rosyjski komentator, "Nawet w breżniewowskich czasach "mięk-kiego totalitaryzmu" ZSRR wykazywało zainteresowanie ustano-wieniem ogólnoeuropejskiego systemu bezpieczeństwa i współpracy".43

    Te stare leninowskie pomysły zostały z entuzjazmem przejęte przez Gorbaczowa i innych komunistycznych specjalistów od pierestrojki. Sformułowanie "wspólny europejski dom" zostało po raz pierwszy użyte przez Gorbaczowa w przemówieniu w Izbie Gmin w 1984 r.44 Później stało się ono jego znakiem firmowym. Myśl, że Europa powinna odtąd nie mieć już żadnych "linii podzia-łu", weszła do potocznego języka zachodnich polityków i powta-rzana była bez końca w dyskusjach o Wschodniej i Centralnej Eu-ropie. Zgodnie z nową ideologią Gorbaczowa, kluczową w burzeniu wizerunku Związu Sowieckiego jako wroga Zachodu, rok 1987 zo-stał obwołany "Rokiem Europy" i stary sowiecki motyw szerokiej współpracy europejskiej nabrał nowych rumieńców.45

    Prywatny manifest Gorbaczowa Pierestrojka: Nowe myśle-nie o naszym kraju i o świecie, który się dobrze sprzedawał, ale był rzadko czytany, poświęcił cały rozdział atakom na NATO i pragnie-niu Sowietów, aby zostało ono zastąpione przez europejską współ-pracę. Gorbaczow przedstawił kulturę amerykańską jako zagrożenie dla Europy, mówiąc, że "głęboka, mądra i humanistyczna europej-ska kultura cofa się przed prymitywnymi rozrywkami pełnymi przemo-cy i pornografii".46 To wszystko naturalnie przyszło wprost zza Atlantyku.

    W 1985 r. Gorbaczow wciąż wyjaśniał, że - jak oczekuje - jego koncepcja Wspólnego Europejskiego Domu będzie pasowała wprost do istniejących europejskich instytucji.47 W ten sposób Ro-sja mogłaby w pełni zintegrować się z Europą. Tak jak poprzedni sowieccy przywódcy, Gorbaczow postrzegał KBWE jako ramy dla struktury paneuropejskiej. W czasie wizyty w 1989 r. zadeklarował swoje poparcie "Europy od Atlantyku do Uralu". Sformułowania tego użył De Gaulle podczas Zimnej Wojny, aby wyrazić pragnienie ucieczki przed amerykańską kuratelą.

    Jak sam Gorbaczow zwykł mówić, powraca on do leninizmu po nadużyciach stalinizmu (ruch, który zachodni komentatorzy z aprobatą porównywali z powrotem chrześcijaństwa do Jezusa Chrystusa po ekscesach Mazarina i Richelieu'go). W kluczowym przemówieniu w Fulton w Missouri 7 maja 1992 r. Gorbaczow powiedział: "Świat staje się świadom faktu, iż nieodzowne jest tworzenie form globalnej administracji, w których uczestniczyliby wszyscy członkowie międzynarodowej społeczności".

    Ten sposób myślenia dotyczy zarówno bezpieczeństwa, jak i polityki. Gorbaczow często nawoływał do "stworzenia globalnego wspólnego systemu bezpieczeństwa".48 Sam język takich propozycji zdradza ich konstruktywizm: częste użycie słów, takich jak "archi-tektura" albo "system", sugeruje potrzebę architekta albo planisty, który uporządkuje pozostający w nieładzie świat. Tak, jak cała myśl socjalistyczna, takie idee oparte są na odrzuceniu ludzkości takiej, jaką jest teraz, oraz faktycznie wolności - bo wolność, która nie poddaje się planowaniu, może tworzyć tylko to, co nieprzewidywal-ne. Pojęcie Wspólnego Europejskiego Domu rozwinięte przez Gor-baczowa i jego kolegów jest oczywiście naszym starym przyjacielem - administracyjnym pojmowaniem rządzenia, zakłada-jącym, że można zlikwidować konflikty dzięki mądremu, apolitycz-nemu zarządzaniu całym światem.

    Minister Spraw Zagranicznych w rządzie Gorbaczowa, Edward Szewardnadze - albo "rzeźnik z Tbilisi", jak go czule na-zywano w rodzimej Gruzji, gdzie teraz rządzi jako prezydent - był ko-lejnym komunistycznym globalistą. "Absolutnie niezbędna jest racjonalna organizacja ludzkiej egzystencji na poziomie globalnym", pisał. "Po raz pierwszy zaczynamy uświadamiać sobie konieczność regulowania wielu aspektów ludzkiej egzystencji na poziomie globalnym".49

    Innym prominentnym rzecznikiem takiego myślenia był dawny sowiecki "dysydent", Andrzej Saharow. Chociaż ogłoszony został na Zachodzie wielkim antykomunistą, Saharow zawsze opisywał swoje własne poglądy jako "głęboko socjalistyczne". Spędził lata pisząc o potrzebie "konwergencji" pomiędzy systemem komunistycznym i kapitalistycznym i otwarcie opowiadał się za "naukową metodą kierowania polityką".50 Popierał międzynarodowe opodatkowanie i redystrybucję bogactwa; "podział ludzkości" uważał za najgorsze zło; i mówił, że "nie należy do tych, którzy uważają system wielopartyjny za ważne stadium na drodze rozwoju systemu socjalistycznego albo panaceum na wszystkie choroby". Pogrążył się nawet w czymś w rodzaju zapierającego dech wzlotu politycznej i naukowej fantazji: pragnął "wzrostu roli inteligencji" w tym nowym świecie konwergencji oraz przewidywał proces uprzemysłowienia, w trakcie którego "powstaną wielkie fabryki nawozów, stosujące energię atomową (...) i gigantyczne fabryki produkujące syntetyczne aminokwasy oraz syntetyczne białka, tłuszcze i węglowodany". Ostatnim etapem "konwergencji" (1980-2000) będzie powstanie "rządu światowego i złagodzenie narodowych sprzeczności". Ponadto dodał, że "zdobywanie przestrzeni kosmicznej będzie w tym okresie wymagało pracy i stałego zamieszkiwania tysięcy ludzi na innych planetach, księżycu, sztucznych satelitach i asteroidach, których orbity będą mogły być zmieniane za pomocą wybuchów nuklearnych".51

    Faktycznie, jak twierdził dezerter z KGB na Zachód i głów-ny teoretyk "konspiracji", Anatol Golicyn, koncepcja konwergencji pomiędzy Wschodem i Zachodem Saharowa jest kluczowym poję-ciem rosyjskiej strategii. Golicyn cytuje pisma Saharowa na temat czterech stadiów konwergencji, włączając pozorne demokratyzacje, które uśpią Zachód w fałszywym poczuciu bezpieczeństwa".W czwartym etapie", pisze Saharow, "socjalistyczna konwergencja (...) doprowadzi do stworzenia rządu światowego i zmniejszenia naro-dowych sprzeczności (1980-2000)52 Golicyn komentuje: "celem tych działań będzie osiągnięcie na Zachodzie politycznych syste-mów bardziej zbliżonych do modelu komunistycznego. Dla systemu komunistycznego będą planowane zmiany oszukańcze i fikcyjne; dla Zachodu realne i faktyczne. To właśnie znaczy "konwergencja" w języku komunistycznym.53

    Interesujące, że Golicyn i Saharow kluczową rolę w tym rozwoju przypisują "lewemu skrzydłu burżuazji" - temu, które w Wielkiej Brytanii nazywa się Nową Partią Pracy albo "Trzecią Drogą" (tzn. pomiędzy kapitalizmem a socjalizmem). Jak napisał dyrektor moskiewskiego Instytutu Europejskiego, Juri Borko: "Teoria konwergencji" była pierwszą próbą usunięcia sztywnej dychotomii - "kapitalizm przeciwko socjalizmowi". Faktycznie, teoria konwergencji przyspieszyła "odkrycie" tego, co później zostało powszechnie uznane - globalnej współzależności wszystkich społeczności, narodów i systemów socjalnych". Jak słusznie zauważa, Helsinki były "pierwszym międzynarodowym dokumentem manifestującym nadejście konwergencji"

    Przeniesienie tych idei z Moskwy do stolic Zachodniej Eu-ropy i Ameryki jest kluczowym polityczno-ideologicznym faktem okresu po Zimnej Wojnie. Globalizm jest teraz na ustach wszyst-kich zachodnich polityków. Istnieją nawet ciała o takich nazwach, jak "Komisja Globalnej Konwergencji", której jednym z członków jest oczywiście Jaques Delors, a jeden z jej raportów kończy się konkluzją: "w tym coraz bardziej współzależnym świecie stare po-jęcia terytorium, niepodległości i nieinterwencji tracą częściowo swoje znaczenie". Jak wiele swego znaczenia koncepcje te, które są podstawą międzynarodowego systemu, już straciły, mieli możliwość przekonać się Serbowie podczas 74 dni bombardowań od 24 marca do 4 czerwca 1999 r. Jak napisała Natalia Narochnickaja: "Pod szyldem zachodnioeuropejskiego liberalizmu i praw człowieka zdołano uczynić takie rzeczy, o jakich Lenin i Trocki mogli w 1917 r. tylko marzyć".54

    Prawdopodobnie z tego powodu zachodni przywódcy, wszyscy z "pokolenia 1968 r.", jednomyślnie poparli ataki NATO na Jugosławię wiosną 1999 r. Wojna domowa pomiędzy siłami serbskimi i AWK dostarczyła im wyśmienitego pretekstu do ogło-szenia, że odtąd pewne wydarzenia nie mogą już dłużej być trakto-wane jako wewnętrzne sprawy państwa. Jak widzieliśmy w rozdziale IV suwerenność nigdy nie oznaczała, że państwo może robić, co chce. Suwerenność jest natomiast pojęciem, którego uży-wamy, aby wyrazić osobowość prawną państwa. Tylko wówczas, gdy wiemy, jak opisać osobowość prawną państwa, jego przedsta-wiciele mogą być uważani za odpowiedzialnych w sprawach we-wnętrznych lub zawierać umowy z innymi państwami. Obalając suwerenność, obalasz prawo.

    Jak w wypadku aresztowania Pinocheta, tak i w przypadku Jugosławii przewodzące państwa Zachodu z rozmysłem pomyliły truizm, że głowa państwa musi odpowiadać za swoje czyny (błędnie twierdzili, że suwerenność to uniemożliwia), z aroganckim założeniem, że musi ona odpowiadać przed nimi. Podobnie jak zachodni przywódcy utrzymywali w UE, iż granice muszą zniknąć, tak teraz przekonują, że specjalne akcje (na przykład wojny domowe albo operacje policyjne) nie mogą być już pełnoprawnie uważane za sprawy wewnętrzne innego państwa. Tak więc przekształcili NATO z sojuszu obronnego, którego siły były skierowane przeciwko zewnętrznemu agresorowi, w jego dokładne przeciwieństwo - samego agresora. Uczynili to w jawnej sprzeczności z samym statutem NATO, który przewiduje, że akcja militarna może być podjęta tylko w przypadku ataku na członka NATO, a nawet wtedy tylko zgodnie z kartą Narodów Zjednoczonych. Wojna z Jugosławią nie spełniała żadnego z tych warunków i dlatego zburzyła podstawy międzynarodowego porządku, w dotychczasowym rozumieniu tego określenia, czyli mniej więcej od Traktatu Westfalskiego z 1648 r. Traktat ten położył podwaliny pod zasady państwa suwerennego, o których zniszczeniu, jak widzieliśmy w rozdziale III, Niemcy nie przestali nigdy marzyć.

    Wielu komentatorów podśmiewa się z oczywistej niekonse-kwencji starych lewicowych zwolenników tak cynicznego manife-stowania amerykańskiej siły, ale w rzeczywistości wcale się oni nie zmienili. Wojna w Jugosławii była idealnym spełnieniem ich naj-głębszych internacjonalistycznych przekonań. I tak, jak bitwa o Ko-sowo w 1389 r., wojna w Jugosławii w 1999 r. stała się bolesną porażką Zachodu i jego zasad.

    Ta wizja jest rodem z poglądów Hobesa. Narody świata według tej wizji mają być w naturalnym stanie wojny wszystkich ze wszystkimi. Jedynym sposobem zapobieżenia takiej wojnie jest dla suwerena lub nadrzędnej władzy ich zniewolenie, a dla poddanych tej władzy -poświęcenie własnej indywidualności. W tej pesymistycznej wizji nie ma miejsca na naturalny pokój, wypływający spontanicznie z wolnych i uzgadnianych wzajemnych relacji między narodami, tak jak u Hobesa nie ma w państwie miejsca na harmonijne współżycie obywateli inaczej niż z poświęceniem ich wolności. Na swym najgłębszym poziomie obie te wizje są gnostyczne: zakładają one, iż różnorodność w świecie jest wynikiem jakiejś katastrofy w Absolucie albo jakimś odpadem od perfekcyjnej Jedności; różnorodność i współzawodnictwo są źródłami niebezpieczeństw i symptomami niedoskonałości; i jedynym ratunkiem dla świata jest zduszenie indywidualności i powrót do nieokreślonej jedności.

    Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone

    strona główna